..przy natłoku premier muzycznych mających miejsce każdego dnia, ciężko jest nadążyć i przesłuchać wszystkie propozycje. Dodatkowo nie ma co się czarować, gros z tego zbioru nie nadaje się do odsłuchu, bo dziś prawie każdy może wyprodukować muzykę w domowych warunkach, nawet nie mając wielkich umiejętności. Oczywiście to mocne spłycenie tematu, ale wiecie, co mam na myśli. Mając powyższe na uwadze, radość jest tym większa, gdy odkryje się ciekawostkę, której formuła potrafi zatrzymać na dłużej. Takim okazem w mojej ocenie jest trójmiejski Mùlk, którego debiutancki singiel ukazał się pięć lat temu, pierwszy długogrający album dwa lata później, a w listopadzie bieżącego roku pojawił się krążek zatytułowany cyfrą Dwa.
Po przesłuchaniu całości mam przed oczami osobliwy i bardzo wyrazisty obraz, na tło którego składają się wymieszane różne gatunki muzyczne, odważne i ekspresyjne referencje do minionych epok i spora dawka oryginalności. Dwójka rozpoczyna się od ciężkiego nowofalowo-progresywnego K.O., którego nie powstydziliby się Joy Division, Bauhaus i Frank Zappa razem wzięci. Nietuzinkowe otwarcie. Następnie odczuwalny jest przeskok w organiczny, bardzo perkusyjny hip-hop (Gruz300), w którym wokal przynosi mi skojarzenia do genialnego debiutu Cool Kids Of Death. O.K. Doomer (niezła gra słowna) i 4:33 A.M. są nasączone ostrymi gitarami, tłustym basem i cholernie ekspresyjnym stylem śpiewania, koło którego ciężko nie przycupnąć na dłuższą chwilę. Te dwa numery są punktem szczytowym tego albumu. Moim zdaniem to z nich wyłania się prawdziwa esencja tego, czym jest Mùlk. Piotrek instrumentalnie przynosi spowolnienie i wyrównanie tętna, ale przykuwa uwagę fatalistycznym i mrocznym tekstem dotykającym tematyki przemijania i świadomości odejścia w otchłań. Pies feat. Alicja (Artificialice) – muzycznie ciężej, ale nie o to chodzi w tym numerze, a o tekst, który robi z człowieka paćkę jak po zderzeniu z walcem.
Słowa mają moc słowa mają siłę
zranić lub oczyścić mogą
I gorzkie być bądź miłe
Choćby tylko dla mnie miały być
Te pretensje wulgarne
Jak ten pies będę wyć
Chociaż pewnie na marne
Jebać homofobów transfobów
Tych co słabszych dręczyć lubią
Jebać faszystowskie świnie
To i tak trwa już za długo
I chowanie po parafiach
Jebać księży pedofili
I mnie też jebać bo nie jestem bez winy
Najbardziej gorzki pośród wszystkich dziesięciu tekstów, dla niektórych na pewno będzie obrazoburczy, ale myślę, że dzięki swojej dosadności potrzebny. Jest jak kop z glana w piszczel, który zdecydowanie da o sobie znać. Wszędzie naraz przez intensywność dźwięków będzie idealny do testowania nagłośnienia w czasie koncertów. Wyciągnie nawet tych z ostatniego rzędu podpierających ścianę i rzuci w wir pogo pod sceną. To kręcący się z zawrotną prędkością bęben od pralki, który jeszcze moment i wystrzeli z metalowej obudowy. Ostatni – Wilk – jest niezwykle taneczny i przypomina mi od pierwszych dźwięków Rebel Yell Billy’ego Idola. Nie spodziewałem się takiego zaskoczenia i zakończenia, ale nogi w czasie odsłuchu mówią same za siebie: zabierz nas na parkiet. Panowie z Mùlk muszą podesłać ten numer do wyżej wspomnianego artysty, pewnie i on się poderwie z fotela.