..minęły trzy długie lata od momentu, w którym formacja Blackberry Smoke obdarowała fanów swoim studyjnym albumem. Ich ostatnia propozycja You Hear Georgia, która została uznana przez krytyków, jako hołd dla ich rodzinnego stanu, sprawiła, że fani z niecierpliwością oczekiwali na ich kolejny ruch. Kiedy Charlie Starr i jego koledzy z zespołu zaprosili słuchaczy do podróży po najnowszym ósmym studyjnym albumie, zatytułowanym Be Right Here, którego premiera miała miejsce w lutym bieżącego roku, nie mogłem odmówić. Nowy longplay zawiera dziesięć utworów, a chłopaki wykorzystują całe pole gry, jeśli chodzi o country, folk i rock. Na prośbę producenta Dave’a Cobba całość została nagrana na żywo w studiu The Sound Emporium w Nashville w Tennessee. Wszystko po to, aby jak najlepiej uchwycić energię zespołu na scenie.
Wyrazisty riff w Dig a Hole, który otwiera płytę, wyraża tę dzikość i naturalność. To piosenka z groovem, w której tkwi esencja bluesa. Dzięki niej fani mogą wiedzieć, czego oczekiwać od Be Right Here. Zbudowany na podstawie gitarowego fragmentu Starra i klawiszy Stilla przypomina w tekście słuchaczom, że muszą dokonać wyboru w kierunku, którym podążą ze swoim życiem. Idąc dalej, średnio rozpędzony rockowy numer Like It Was Yesterday niesie ze sobą refleksje chwili obecnej, jednocześnie rzucając na około zacięte solówki na gitarze. Są to idealne przykłady jak Southern Rock powinien brzmieć. Nawet albo zwłaszcza w 2024 roku. Utworem, który bez dwóch zdań nie pozwala o sobie zapomnieć, jest energetyczny i dynamiczny Hammer and the Nail z refrenem natychmiast zapraszającym do wspólnego śpiewu. Długo te wersy wybrzmiewały w mojej głowie i, chcąc nie chcąc, nuciłem je regularnie.
Mimo, że Blackberry Smoke nie jest zespołem skoncentrowanym na powolnym graniu, to na najświeższej produkcji nie zabrakło hamulców. Akustyczny Azalea to przyjemny i lekki numer z organami w klimacie Blind Faith, a Barefoot Angel to bezwstydna ballada południowego rocka, która stawia miłość ponad życiem w szybkim tempie. Jak to się niegdyś mówiło: prawdziwy zespół poznaje się po balladach. Omawiany tutaj dobrze się w tym zakresie broni. Esencja grania panów z Georgii jest w pełni słyszalna w Whatchu Know Good, utworze napisanym z Brentem Cobbem. Bluesowa kompozycja z chórkami The Black Bettys, z przewijającą się przez całość grą na slajdzie, pływa na luźnym wokalu Starra, który reprezentuje postać niewyrażającą aprobaty dla złego nastroju.
Na plus zasługuje warstwa liryczna, której treści w dużej mierze niosą za sobą pozytywne przesłanie. Teksty piosenek skupiają się na docenianiu i czerpaniu radości z małych rzeczy, będących składowymi całego życia. W przeciwieństwie do poprzednich wydawnictw, najnowszy krążek kipi optymizmem i nadzieją. Daje niezłego kopa o sile mieszanki Red Bulla i kawy.