Sixto Diaz Rodriguez przyszedł na świat 10 lipca 1942 roku w Detroit jako szóste dziecko meksykańskich imigrantów, którzy przybyli do Stanów Zjednoczonych dwadzieścia lat wcześniej. Jego matka zmarła kiedy miał zaledwie trzy lata. W tamtym czasie Detroit było miejscem napływowym dla ludności meksykańskiej, która przybywała by pracować w fabrykach. Podobny los czekał zarówno rodziców Sixto, jak i jego samego. W tym czasie nastawienie polityczne do imigrantów z południa było zbliżone do dzisiejszego – pełna alienacja i marginalizacja, to też później w swojej twórczości muzyk często poruszał właśnie tę polityczną tematykę traktującą o problemach pracowników klasy robotniczej w miastach przemysłowych.
W 1967 roku dwudziestopięciolatek nagrywa swój pierwszy singiel I’ll Slip Away pod pseudonimem Rod Riguez, nadanym przez wytwórnie płytową. Singiel nie odniósł większego sukcesu, to też przez następne trzy lata Sixto nie nagrywa nic. Zmieniło się to w 1970 roku po podpisaniu kontraktu z Sussex Records. Wtedy pod pseudonimem Rodriguez rejestruje album Cold Fact (z którego pochodzi Sugar Man) oraz rok później, w listopadzie 1971 roku Coming From Reality. Po niecałym miesiącu z powodu kiepskiej sprzedaży wytwórnia zrywa z nim współpracę. Sugerowano, co zresztą pojawiło się w dokumencie, że artysta przygotowywał w tym czasie już materiał na trzeci album, jednak sam zainteresowany zaprzeczył.
Ostatecznie wytwórnia Sussex zakończyła swoją działalność w 1975 roku, a na muzyczną emeryturę nasz dzisiejszy bohater udał się rok później. Kupił opuszczony dom w Detroit w którym zamieszkał, pracował w różnych fabrykach na liniach produkcyjnych, przy rozbiórkach domów i budowach żyjąc na granicy ubóstwa. Bezskutecznie próbował też zaangażować się w politykę. Kandydował, jednak bez sukcesu do Rady Miejskiej Detroit w 1989 r., na burmistrza Detroit w 1981 i 1993 r. oraz do Izby Reprezentantów stanu Michigan w 2000 r. Los odwrócił się, gdy swój film zrealizował Malik Bendjelloul.
Film bazował na romantyzującej historii, gdzie dwóch fanów Rodrigueza z RPA chciało potwierdzić pojawiające się pogłoski o jego śmierci w latach 90. Swoją drogą odsyłam do zapoznania się z nim, bo jest to po prostu kapitalna propozycja i opowieść, choć z nieco wybiórczym podejściem. Tak naprawdę Rodriguez odbył serię występów na przełomie lat 70. i 80. w RPA i Australii, gdzie był popularny. Nie do końca było tak, że całkowicie był on nieznany, a jego albumy nie odniosły sukcesu. Prawdą natomiast jest fakt, że z tej popularności artysta nie miał nic, aż do premiery filmu w 2012 roku.
Wracając do debiutanckiego albumu Cold Fact. Został on wyprodukowany w całości przez Mike’a Theodore’a oraz Dennisa Coffeya. Ten drugi w wywiadzie dla portalu SongFacts.com wspominał: Odkryliśmy Rodrigueza wraz z Mike’m Theodore’m. Gdyby nie my z pewnością by go nie było. Był tak nieśmiałą osobą, że zabieraliśmy go w pojedynkę do studia żeby nagrał cztery piosenki, a następnie dobudowywaliśmy zespół dookoła niego. Później poczuł się na tyle komfortowo by nagrywać z zespołem. Kiedy pierwszy raz zobaczyliśmy go grającego na gitarze stał przodem do ściany, a my zastanawialiśmy się co on wyrabia.
Sugar Man to kompozycja otwierająca cały krążek, mająca folkowy charakter podszyty psychodeliczną środkową partią. Tak zresztą wypowiada się o niej Coffey: W Sugar Man wzięliśmy kilka fragmentów z innych piosenek, które mieliśmy i odtworzyliśmy je od tyłu. Umieściliśmy je tam z tyłu i stamtąd wydobywa się ten dziwny dźwięk. A o czym tekstowo jest ta opowieść? To gorzka historia o handlarzu narkotyków, który jest tytułowym cukrowym człowiekiem/umilaczem.
Wystarczy wczytać się w pierwsze linijki tekstu, by zrozumieć co autor ma na myśli. Cukrowy człowieku czyż nie mógłbyś się pospieszyć? Bo jestem zmęczony tym co widzę. Następnie podmiot liryczny w zamian za własną godność nabywa coś co ma „przywrócić kolor jego snom”. To nic innego jak opowieść o uzależnionym człowieku, dla którego handlarz narkotyków jest dosłownie wybawicielem. Jan Himilsbach wspominał kiedyś, że pijąc alkohol wprowadzał bajkowy nastrój do organizmu. Tutaj jest podobnie. Lata 60. to przede wszystkim dzieci kwiaty, a dostęp do narkotyków w USA był niemal tak powszechny, jak po cukierki.
Srebrnymi magicznymi statkami, które dźwiga wybawiciel są prawdopodobnie woreczki strunowe ze specyfikiem. W slangu narkotykowym Jumper to amfetamina, Coke to kokaina, a Sweet Mary Jane (Słodka Maryśka) to marihuana. Do wyboru, do koloru. Cukrowy człowiek to wszystko ma. Ćpun, dla którego sensem istnienia jest pozyskanie działki traktuje dilera jako swoje przyjaciela. Jak Rodriguez zauważa jest to jednak fałszywy przyjaciel, dla którego potrzebujący jest tylko maszynką do wzbogacania się. Stąd opowieść o spotkanym fałszywym przyjacielu na pustej, zakurzonej drodze, który zmienił serce podmiotu lirycznego w czarny węgiel. Brutalne, lecz prawdziwe.