Godspeed You! Black Emperor | Kraków

Don Anderson z black metalowej grupy Agalloch powiedział, że zobaczenie Godspeed You! Black Emperor na żywo było kluczowym dla niego doświadczeniem. Ich występ zainspirował go do stworzenia płyty "The Mantle" 17 kwietnia 2024 mi także przyszło zobaczyć GY!BE. Zespół zaprezentował się w Krakowie, w klubie przy ul. Kamiennej 12. I mogę tylko potwierdzić, że jest to doświadczenie, które trudno opisać słowami. Zrobię jednak co w mojej mocy, żeby przekazać chociażby namiastkę magii tego widowiska w niniejszej relacji. W ramach wstępu muszę dodać,, że koncerty GY!BE są trochę inne niż typowe wydarzenia rockowe. Po pierwsze: większość muzyków siedzi na krzesłach, zamiast stać. Grają w ten sposób, ze względu na swój styl. Każdy z nich używa kilkudziesięciu efektów, a grając pocierają śrubokrętem o struny. Tak jest więc zwyczajnie łatwiej. Ułożeni są w półkolu, dzięki czemu mogą wciąż się na siebie patrzeć i kontrolować muzykę, jaką grają. Sprawia to wrażenie, jakby nie do końca grali do publiczności, jakby to była sztuka teatralna, a nie wydarzenie muzyczne.

Muzycy nie wyszli na scenę razem, każdy przyszedł sam, od razu zasiadł do swojego instrumentu i zaczynał grać swoje partie. Każdy z tych osobnych fragmentów powoli stawał się Hope Drone, czyli piosenką rozpoczynającą występ. Przejścia między utworami były wręcz niesamowicie płynne. Ciężko jest mieć jakieś większe zastrzeżenia, co do setlisty. Zagrali po jednym kawałku z prawie każdego albumu i dwie nowe kompozycje. Pojawiło się The Sad Mafioso z F♯ A♯ ∞, World Police and Friendly Fire z Lift Your Skinny Fists like Antennas to Heaven, Moya z Slow Riot for New Zerø Kanada i First of The Last Glaciers z G_d’s Pee AT STATE’S END!. Biorąc pod uwagę, że piosenki GY!BE mają średnio 12 minut (tak, liczyłem), a te zagrane były dłuższe, jest to wręcz idealna ilość kompozycji na około dwugodzinny koncert. Co prawda, liczyłem na moje ulubione She Dreamt She Was a Bulldozer, She Dreamt She Was Alone in an Empty Field, ale przecież, jak wiadomo, nie można mieć wszystkiego.

Teraz skupmy się na czymś, co moim zdaniem, jest najważniejszym aspektem koncertów tego zespołu, czyli przejdźmy do emocji. Kanadyjscy muzycy zaoferowali nam prawdziwy emocjonalny rollercoaster. Radość, smutek, melancholia, złość. To tylko część tego, co można było poczuć słuchając tego występu. Przed wydarzeniem wiedziałem, że dźwięki, jakie udaje im się tworzyć są niepowtarzalne, ale nie miałem pojęcia, że usłyszenie ich na żywo zrobi na mnie aż takie wrażenie. Człowiek wchodził w wyjątkowy trans. Wszystko dopełniały aspekty wizualne wyświetlane na ścianie, które idealnie odpowiadały aktualnie granej muzyce. Najbardziej przypadł mi do gustu ten z samego początku koncertu, z jakby przesterowanym napisem “Hope” na szarym tle. Możecie zobaczyć to na zdjęciu głównym mojej relacji.

To było wyjątkowe doświadczenie. Było widać, że nie tylko ja miałem takie odczucia. Wystarczyło się wsłuchać w reakcje publiczności, gdy kończyły się piosenki oraz cały występ. Wszyscy klaskali.  “Genialne”, “Niezapomniane przeżycie”, “Oby wrócili”: takie teksty udało mi się wychwycić z tłumu po koncercie. Jedynym minusem było to, że muzycy wyszli na scenę pół godziny później niż było to zaplanowane w rozpisce. To jednak nic w porównaniu do widowiska, jakiego byłem świadkiem. Każdy powinien kiedyś pójść na GY!BE.