..muzyczne supergrupy to zespoły, które powstały z połączenia znanych i utalentowanych muzyków z różnych formacji. Katalog tych tworów – szczególnie za granicą – obfituje w mocne nazwy, ale my, jako Polacy, również nie mamy się czego wstydzić. Wszak nie o ilość, a o jakość sprawa się rozchodzi. Artystyczne, scalone z kilku jednostek byty, które w wyraźny i charakterystyczny sposób zapisały się na kartach naszej sceny, to bez wątpienia Emigranci, Yugopolis czy jazzowo-hiphopowe Bassisters Orchestra z Fiszem na czele.
W niniejszym tekście przybliżę jeszcze jeden warty wspomnienia przykład. Javva – kolaż barwnych charakterów zrodzony z bitu, gitar i namiętnych mikropsychoz. Tworzący go muzycy, znani z takich formacji jak Hokei, Xenony, Alameda 2, 3, 4 i 5, T’ien Lai, Helatone, Duży Jack, Tropy, Contemporary Noise Quintet czy Something Like Elvis, powracają po pięciu długich latach, by oczarować, zaskoczyć, wprawić w osłupienie. By zrodzić lub odświeżyć w głowach przeświadczenie, że prawdziwa alternatywa nasączona nieoczywistymi rytmami, post-punkiem i psychodelią ma się wyśmienicie w 2024 roku.
Pícaros to kalejdoskop nieokiełznanych i szalonych dźwięków, oferujący słuchaczowi podróż po kwasie w odmęty ludzkiej wyobraźni. Piotr Bukowski, Łukasz Jędrzejczak, Bartek Kapsa, Macio Moretti i Mikołaj Zieliński stworzyli blisko 40 minut, w czasie których nie ma mowy o marazmie i przebijającej głowę do biurka nudzie. Gościnnie na albumie pojawiają się również Tomasz Gadecki, Miłosz Pękala oraz Iza Rekowska, co dodaje płycie dodatkowej głębi i różnorodności.
Album otwiera utwór Ader, który od pierwszych sekund zabiera słuchacza w wir dynamicznych rytmów i intensywnych brzmień. Podwójna perkusja, zimnofalowe gitary i przedzierająca się z tła elektronika tworzą atmosferę przypominającą jazdę na rollercoasterze. Surv to numer, który wyróżnia się gitarowym brzmieniem inspirowanym afrykańską etnicznością, ale z wyraźną post-punkową rysą. Damsko-męski wokal dodaje utworowi dodatkowej głębi, tworząc harmonijną mieszankę różnych stylistyk. Każda nuta opowiada swoją unikalną historię. Do najbardziej tanecznych należeć będzie Cormoran, skoncentrowany na dudniących, niezwykle rytmicznych bębnach, którym towarzyszy przenikliwy wokal. Marek to kompozycja, która wymaga od słuchacza skupienia i zdecydowanie kilku przesłuchań, aby w pełni prześwietlić jej warstwy na wskroś. Na moment przeniosłem się w czasy Joy Division czy Bauhaus i poczułem uderzenie zimnej fali. Rytmicznie jedna z trudniejszych kompozycji na tym albumie, ukazująca techniczne doświadczenie muzyków. Z kolei Zenkin przyciąga uwagę wyrazistym basem, będącym solidnym fundamentem całej konstrukcji. Wavver to dość awangardowy utwór z chóralnym śpiewem w refrenie, muzycznie budujący nastrój grozy i tajemniczości. Frywolnie kojarzy mnie się z twórczością The Cure.
Album zamyka utwór Pícaros, trwający dziewięć minut, stanowiący jednocześnie doskonałe podsumowanie całego wydawnictwa. Zaczyna się niepozornie i klubowo, by po kilku minutach przybrać wcielenie pełne dzikości i crimsonowej psychodelii. Burza intencjonalnie nieharmonijnych dźwięków nabiera mocy, stwarzając wrażenie z pozoru do siebie niepasujących, lecz gdy te dziewięć minut zabrzmi kilka razy z rzędu, wszystko klei się jak dobrze uszyty garnitur. A na dobicie – odpięcie wrotek w postaci saksofonu. Choć nie żyłem w latach 70., to teraz mogę sobie wyobrazić, jak wyglądać mogły koncerty ELP. Absolutnie wyborna sztuka.