Nadia Kodes – „Pitch Dark, Red Light″

Lista utworów:

1. Never Lost Again – Rock Version
2. Sinner (Just Like You)
3. Trapped
4. Whole Lotta Nothing
5. Dark Fantasy
6. Letter
7. Don’t Be Afraid

Wszystko zaczęło się od coveru, który wpadł mi w uszy, podczas przeglądania pewnego serwisu streamingowego. Love You To Death z repertuaru Type O Negative w wykonaniu Nadii Kodes skutecznie zatrzymał mnie przy głośnikach na długie minuty. Oczywistym jest, że kolejny był album z coverami, a później przyszedł czas na najnowsze wydawnictwo Nadii zatytułowane Pitch Dark, Red Light, które ukazało się w listopadzie 2024 roku.

Nadia Kodes.  Nadezhda (Nadia) Kodes, to urodzona w roku 1991 w Leningradzie pianistka, wokalistka i kompozytorka. Utwory wykonuje grając na fortepianie. Wspomniane wydawnictwo Pitch Dark, Red Light funkcjonuje jako album, choć lepszą nazwą dla trwającego niespełna 27 minut zbioru 7 utworów byłoby mini album lub EP-ka. Jakkolwiek tego nie nazwiemy, kompozycje zawarte na tym wydawnictwie potrafią sprawić wiele przyjemności i z chęcią do niego będziemy wracać.

Całość rozpoczyna utwór Never Lost Again – Rock Version, który w wersji nie rockowej ukazał się w styczniu 2024. Sposób śpiewania oraz akompaniament potrafią przywołać skojarzenia z inną wokalistką i pianistką, której nie będę przywoływał z imienia i nazwiska, może tylko mi się tak kojarzy. Utwór bardzo dobrze sprawdza się jako początek albumu, zachęcając do poznania kolejnych fragmentów tej układanki muzycznej. Kolejną kompozycję, Sinner (Just Like You), Nadia wykonuje z towarzyszeniem grupy October Noir. Wspólnie z wokalistą i basistą grupy, Tomem Noir, tworzą utwór, który potrafi oczarować swoim nastrojem. Trzeci w kolejności, Trapped, utrzymany jest w bardziej rytmicznym nastroju, nie mylić z wesołym.

Poczynając od kompozycji czwartej, Whole Lotta Nothing, nastrój staje się bardziej nostalgiczny, zachęcający do zatrzymania się i zasłuchania w dźwięki dobywające się z głośników. Ostatnia propozycja w tym zestawie, Don’t Be Afraid, to ponownie duet. Nadii towarzyszy Denis Pauna, którego można posłuchać w serwisach typu YouTube czy Instagram, gdzie prezentuje swoje umiejętności wokalne, wykonując znane kompozycje w swoich interpretacjach (np Enter Sandman w stylu The Doors). Bardzo ładne i klimatyczne zakończenie nad wyraz interesującego wydawnictwa.

Cóż więcej można napisać o trwającym niespełna 27 minut zbiorze piosenek utrzymanych w podobnym klimacie. Nie za wiele, poza tym, że całość jest bardzo spójna, utrzymana w nastrojowych, nostalgicznych barwach. Nie znajdziemy tutaj fragmentów przebojowych, wybijających się wśród pozostałych, nie ma także fragmentów słabszych. Słucha się tego zestawu bardzo dobrze, można wykorzystać go jako tło przy kolacji, czytaniu książki czy siedzeniu z filiżanką herbaty lub kawy i spoglądaniu w gwiazdy. Czasami tyle wystarcza i dokładnie tyle jest nam potrzebne do szczęścia.

Czy wrócę do tego wydawnictwa? Nie jestem pewien, wiem jedno, jeśli sobie o nim przypomnę i będę miał wolne 30 minut, z ogromną przyjemnością zatrzymam się i ponownie go posłucham.