Kto nie idzie naprzód, ten się cofa.
Johann Wolfgang von Goethe.
Kaput… to książka, która zawartością bezpośrednio mierzy się z bolączkami Niemiec, kładąc na stole teczki tematyczne z trzech dekad w obszarach energetyki, technologii, przemysłu, finansów i imigracji, poruszając także wątek związany z edukacją. Mogłoby się wydawać, że nasz zachodni sąsiad od zawsze był rozpoznawany jako ekonomiczny i gospodarczy hegemon pośród innych państw Europy, lecz czy takie są naprawdę fakty, czy to tylko wiecznie żywy mit, a gigantowi uginają się kolana?
Wolfgang Münchau – autor omawianej pozycji, wydanej na polskim rynku przez Wydawnictwo Prześwity – nie przebiera w słowach nazywając krajową obsesję eksportową neomerkantylizmem. Nie boi się również wskazywać po wielokroć, że zaniedbania w kluczowych sektorach, takich jak cyfryzacja czy plastyczność i zwinność gospodarcza, w rozumieniu postępujących zmian cywilizacyjnych, doprowadziły do istniejących obecnie trudności.
Niemiecki model ekonomiczny, opierający się w sporej mierze na eksporcie samochodów wykorzystujących paliwa konwencjonalne, sprawił, że kraj stał się niezwykle podatny na światowe, rynkowe perturbacje. W książce znajdziemy informację, że regularne wyprowadzanie dóbr poza granicę stanowi blisko połowę PKB Niemiec, co bezapelacyjnie niegdyś było mocnym fundamentem, dziś jest źródłem sporych problemów. Na kilkunastu początkowych stronach wyraźnym punktem krytyki ze strony autora jest niemiecka infrastruktura cyfrowa, a w zasadzie jej ogromne braki. Stos błędnych decyzji i utrwalanie modelu wspierania przestarzałych technologii doprowadziło boleśnie do sytuacji, gdy w Niemczech ówcześni potentaci motoryzacyjni wyraźnie przegrywają ze wspomnianą w książce Teslą (przykład cyfrowej rewolucji w świecie samochodów). Podobnie sprawa przedstawia się, gdy podmiotem dyskusji jest dostęp do światłowodowych technologii. Najbardziej dobija jednak fakt, że mimo zacofania, rząd nie czuje, by te tematy stały się nadzwyczaj priorytetowe.
Münchau rozszerza swoją dezaprobatę o sieć powiązań, która jest złożona z elit politycznych, banków i przemysłowych, lokalnych gigantów. Nie bałbym się stwierdzenia, że to gabinet cieni, do którego tylko nieliczni mają kartę wstępu, zaś działania wypływające z jego kręgów przekładają się niekorzystnie na globalną ekonomię i jej dynamizm. Świetnym przykładem może być tutaj relacja rządu i banków publicznych, która doprowadziła niejednokrotnie do bardzo kosztownych pomyłek finansowych. W treści książki pojawia się również zarzut, że Niemcy nie angażują zbytnio kapitału w projekty wysokiego ryzyka, co niejednokrotnie prowadzi do sytuacji, że korzystna szansa przelatuje koło nosa.
Ogromnym kamieniem w niemieckim bucie okazuje się również polityka energetyczna, której decyzje chociażby o zamknięciu elektrowni atomowych i zatrzymaniu rozwoju programów atomowych, doprowadziły do jeszcze większej zależności od rosyjskiego gazu. Inwazja rosyjska na Ukrainę pokazała dobitnie, jak zachodni sąsiad Polski nie jest autonomiczny w kwestii energetyki i jak wielkim problemem stała się nagła konieczność budowania własnych zasobów. Münchau argumentuje, że kryzys energetyczny z 2022 roku był przewidywalny i wynikał z politycznych decyzji, które ignorowały długoterminowe konsekwencje.
Czytając Kaput: Koniec niemieckiego cudu gospodarczego można odnieść wrażenie, że analiza przeprowadzona przez Münchau jest usłana wyłącznie żyletkami. Od razu rodzi się pytanie: czy na przestrzeni trzech minionych dekach Niemcy nie odniosły żadnego sukcesu? Przecież nikt w to nie uwierzy! I to jest moim największym zarzutem wobec tej książki. Uważam, że dla równowagi, powinny zostać w treści pokazane również osiągnięcia, po to by czytelnik nie miał wrażenia, że to tylko sceptyczna wizja kraju, który rozsypie się jak popcorn w kinie bez nadziei na serwis sprzątający.