Jak łatwo przychodzą nam osądy? [Felieton]

Minęły już ponad dwa tygodnie od ostatniego koncertu Iron Maiden w ramach europejskiej części „The Future Past Tour”. Trasa rozpoczęła się 28 maja w Lubljanie, a w Polsce grupę mogliśmy zobaczyć dwukrotnie – 13 i 14 czerwca w krakowskiej Tauron Arenie (na naszym portalu znajduje się zresztą relacja). Na grupach fanowskich oraz pod wieloma z zarejestrowanych występów z trasy można było wyczytać wiele krytycznych opinii na temat gry perkusisty Nicko McBraina. Pojawiały się głosy o lenistwie (!), wieku i - co za tym idzie - coraz słabszej kondycji fizycznej. Co niektórzy nawet kończyli sympatycznemu muzykowi karierę. Przyznam się szczerze, że pomimo tego, że w Krakowie widziałem Iron Maiden już po raz ósmy w życiu, nie zwróciłem uwagi na fakt, że gra Nicko odbiegała jakoś mocno od tego, co prezentował wcześniej. Owszem, perkusyjnie partie były nieco uproszczone. Osobiście jednak nie jestem typem człowieka, który oczekuje lub doszukuje się w koncertowych występach odgrywania wszystkiego nuta w nutę, jak w studiu. Skupiałem się na obcowaniu z moim ulubionym zespołem i to grającym na tej trasie prawdziwe smaczki takie jak „Caught Somewhere in Time” czy „Alexander the Great”. Tempo albumu „Somewhere in Time” z którego pochodzą wspomniane utwory jest bardzo szybkie.

Krążek ukazał się w 1986 roku, a McBrain miał wówczas 34 lata. Średnie tempo na „Somewhere…” , za stroną getsongbpm.com, to 146 uderzeń na minutę. Dokładając do tego naprawdę rozbudowane i skomplikowane partie perkusyjne jest to naprawdę duże wyzwanie dla muzyka w jakimkolwiek wieku. A przecież Nicko – w 2023 roku – obchodził swoje 71. urodziny. To, że w takim wieku jest w stanie odgrywać niemal co wieczór prawie dwugodzinny set z wymagającymi utworami, to powód do uznania. W kontekście, co sam zainteresowany ujawnił na filmiku w ostatnim czasie, to wszystko zakrawa o cud.

Nie będę ukrywał, że nie dawał mi spokoju fakt, że Nicko, jak i cały zespół byli niezwykle spięci podczas pierwszych koncertów. Tłumaczyłem sobie to, jak część fanów, że zapewne panowie wyszli ze swojej strefy komfortu przygotowując set, w którym znalazły się kompozycje niegrane przez nich od dawna (lub w ogóle). Mogli więc być nie do końca pewni, szczególnie na początku trasy. Jest dostępny w sieci filmik, nagrany w trakcie podróży do Areny Stożice w Lubljanie, gdzie McBrain “pokazuje”, jak jest zestresowany. Można to było odbierać – w znacznej większości – w sposób humorystyczny.

Z czasem pojawiało się coraz więcej głosów krytyki względem perkusisty. Właśnie, że gra uproszczone partie, że w porównaniu z trasą „Legacy of the Beast”, która skończyła się niemal rok wcześniej widać, że zaliczył regres. Jest też takie nagranie z koncertu w rodzinnym Londynie, gdzie podczas utworu „The Trooper” Adrian Smith, gitarzysta grupy, ma wyraźne pretensje wobec tempa gry McBraina, który tym razem grał – w mojej opinii – w poprawnym tempie. To jak „H” był niezadowolony pokazał moment, w którym cisnął kostką gitarową w stronę zestawu perkusyjnego. Na tym samym nagraniu widać też, jak Dave Murray podchodzi do zestawu perkusyjnego i coś próbuje przekazać swojemu koledze, ale bez skutku. W komentarzach można było przeczytać, że to z pewnością ostatnia trasa z McBrainem za bębnami. Albo i w ogóle ostatnia trasa zespołu… Nicko faktycznie zdarzały się na tej trasie błędy. Najwyraźniej widać je w nagraniu z Birmingham, gdzie słychać jak gubi tempo przy partiach w „Heaven Can Wait” czy “Hell On Earth”.

Jednak dzień przed finałem trasy na festiwalu w Wacken otrzymaliśmy wiadomość oraz filmik od Nicko. Perkusista wyjaśniał niemal wszystko. W styczniu tego roku muzyk przeszedł udar mózgu, był to lekki udar (tzw. TIA), który spowodował niedowład prawej strony ciała. Na tamten moment wydawało się, że jest to faktycznie koniec kariery McBraina. Jednak dzięki wsparciu lekarzy, żony oraz rehabilitantów, udało się mu wrócić do częściowej sprawności. Cały okres intensywnej rehabilitacji trwał dziesięć tygodni. Po tym okresie muzycy Iron Maiden rozpoczęli próby do trasy, a McBrain stanął chyba przez najważniejszym „egzaminem” w swojej karierze.

Kilka zdań dodał od siebie także menedżer zespołu Rod Smallwood: Reszta zespołu uważa, że to, co Nicko osiągnął po udarze, świadczy o niewiarygodnej wierze i determinacji. Wszyscy jesteśmy z niego bardzo dumni – napisał, dodając, że okres rehabilitacji przypadł na moment, w którym zespół przygotowywał się do trasy, na której gra nowy, niewykonywany wcześniej na żywo materiał oraz kawałki, po które nie sięgał od blisko 40 lat, więc nie było to łatwe zadanie. (…) Szczerze mówiąc, nie wiedzieliśmy, czy będzie w stanie zagrać cały koncert, dopóki w maju nie zaczęliśmy prób. Zespół ogromnie go wspierał, a potem wszystkim ulżyło, kiedy zobaczyliśmy, że radzi sobie ze wszystkim.

Ciekaw jestem, co teraz czują te wszystkie osoby, które wysyłały McBraina, jak i cały zespół na emeryturę. Te, które obwiniały perkusistę wręcz o lenistwo, brak zaangażowania i znudzenie. To, przed jakim wyzwaniem stanął zespół, a przede wszystkim sam perkusista, jest godne uznania i podziwu. W ponad dziesięć tygodni, który minął od częściowego paraliżu do początku europejskiej trasy z wymagającym materiałem, wykonał olbrzymią ilość prac. To nie mieści mi się w głowie. Właściwie dla mnie w jednym momencie stał się wzorcem do naśladowania, jeśli chodzi o zaangażowanie, poświęcenie i hart ducha. I myślę, że takich ludzi jak ja, są setki albo tysiące. Mimo, że na poniższym nagraniu prezentującym fragment „Stranger in the Strange Land” można dostrzec, że prawa ręka McBraina faktycznie nie pracuje tak intensywnie, jak można było to zobaczyć w minionych latach, to pewne jest jedno – z koncertu na koncert Nicko McBrain czuje się coraz pewniej. Mam nadzieję, że wróci do pełnej sprawności i udowodni wszystkim tym, którzy go skreślali, że się po prostu mylili. Panie McBrain, czapki z głów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *