Pearl Jam – „Black” [Muzyczne SongStory]

Jest wtorek, 27 sierpnia 1991 roku. Tego dnia nakładem amerykańskiej wytwórni Epic ukazuje się na rynku debiut fonograficzny kwintetu Pearl Jam pochodzącego z Seattle w stanie Waszyngton. Jak ważny okaże się to krążek dla rozwoju muzyki grunge i jak ważnym elementem w układance wielkiej czwórki protoplastów tego gatunku okaże się ta formacja, nikt nie zdawał sobie wówczas sprawy. Nie ulega jednak wątpliwości, że album był powiewem świeżości w świecie muzyki. Motorem napędowym był duet gitarzystów – zakochany wręcz w Jimim Hendrixie i stratocasterowym brzmieniu Mike McCready oraz miłośnik Les Paula i autor większości kompozycji Stone Gossard. To w ich głowach rodziły się szkice późniejszych przebojów takich jak m.in. Even Flow, Alive, Jeremy czy Black. Nie sposób jednak pominąć jeszcze jednego równie istotnego elementu, który tchnął życie w ten projekt. Eddie Vedder, bo o nim mowa, zanim osiadł na Zachodzie, jak i w samym Pearl Jam, musiał mierzyć się z wieloma zmianami w życiu. Urodził się jako Edward Louis Severson III w Evanston w stanie Illinois. Kiedy był nastolatkiem przeniósł się z rodziną do Kalifornii, do San Diego. Po rozwodzie matki został ze swoim ojczymem. Po jakimś czasie zmuszony był do rzucenia szkoły. Wrócił wtedy w okolice Chicago do swojej matki i przyjął jej panieńskie nazwisko. W 1984 roku przeprowadził się ponownie do San Diego ze swoją dziewczyną i próbował swoich sił na rynku muzycznym łącząc to z pracą jako ochroniarz hotelu.

Tyle słowem wstępu. Czas przejść do historii dzisiejszej „bohaterki”. W 1990 roku wspominany Stone Gossard poszukiwał muzyków do swojego nowego projektu. Jego poprzedni zespół Mother Love Bone zakończył działalność po tragicznej śmierci lidera Andrew Wooda. Gossard zaprosił więc do współpracy basistę MLB Jeffa Amenta. Namówił także starego druha z Seattle Mike’a McCready’ego. Nadal jednak potrzebni byli perkusista i wokalista, więc Stone złożył propozycję Jack Ironsowi, który był już wówczas poza szeregami Red Hot Chili Peppers. Odmówił on jednak z powodu natłoku obowiązków. Obiecał natomiast, że przekaże taśmy z demówkami utworów swojemu znajomemu – Eddiemu Vedderowi.

Tak też się stało we wrześniu 1990 roku. Na wspomnianej taśmie znalazło się pięć szkiców kompozycji zatytułowanych Dollar Short, Agytian Crave, Footsteps, Richard’s E i E Ballad. Vedder po przesłuchaniu kasety poszedł surfować. Kiedy wrócił, napisał teksty do dwóch pierwszych z wymienionych utworów. Te znane są na albumie Ten jako Alive (Dollar Short) oraz Once (Agytian Crave). Vedder dodatkowo nagrał swój wokal na taśmę i odesłał Gossardowi. Gdy ten wraz z Jeffem Amentem usłyszeli głos i interpretacje obiecującego wokalisty, natychmiast zaprosili go do Seattle na przesłuchanie. W międzyczasie Eddie napisał tekst do ostatniej z propozycji przesłanej na płycie – E Ballad. To właśnie z tak zatytułowanego szkicu powstał ostatecznie Black. W międzyczasie, tuż przed przylotem Veddera. do grupy dołączył perkusista Dave Krusen i w tym składzie zespół w ciągu tygodnia przygotował 11 kompozycji. Wkrótce wokalista został oficjalnie członkiem Mookie Blaylock (tak wówczas nazywał się zespół), który podpisał właśnie swój pierwszy kontrakt płytowy.

W marcu 1991 roku grupa, już jako Pearl Jam, weszła do studia London Bridge w Seattle, by zarejestrować debiutancki album. Do współpracy jako producenta zaproszono współzałożyciela studio Ricka Parashara, który współpracował z Amentem i Gossardem przy epinomicznym albumie grupy Temple of the Dog (powstała ona dla uczczenia pamięci Andrew Wooda). Jego rola nie ograniczyła się wyłącznie do współprodukcji albumu. Skomponował on m.in. intro i outro albumu, a także zagrał w kilku kompozycjach na instrumentach klawiszowych. Tworzył również harmonie wokalne, a momentami zasiadał za perkusją. Nagranie albumu przebiegało właściwie błyskawicznie. Kompozycje były przygotowane wcześniej, więc muzycy oswoili się z materiałem. Po sesjach nagraniowych w maju 1991 roku zespół opuścił jednak Krusen.

Miesiąc później rozpoczęło się miksowanie albumu przez Tima Palmera w Wielkiej Brytanii. Zespół musiał więc przenieść się na chwilę za Ocean. Palmer dodał kilka smaczków do istniejącego materiału (m.in. poprosił o dokończenie solówki w Alive przez McCready’ego, zniekształcił w lo-fi brzmienie intra do Black, a także dodał pieprzniczkę i gaśnicę jako perkusjonalia w Oceans). Finalnie, jak wspomniałem we wstępie, album ukazał się 27 sierpnia 1991 roku i stał się kamieniem milowym muzyki grunge.

Wracając do Black – tonacja tej kompozycji to e-moll pomimo, że zniekształcone intro tak naprawdę jest utrzymane w tonacji A-dur. Praktycznie cała aranżacja utworu była gotowa zanim Vedder dopisał tekst. W wersji studyjnej wyraźnie słychać, że dwie gitary grają ze sobą równolegle w dwóch kanałach. Łatwo rozróżnić partie gitarzystów. Stone Gossard postawił na przesterowany dźwięk Gibsona Les Paul, a Mike McCready, zafascynowany brzmieniem Strata, gra na “cleanie” akordy i wstawki w hendrixowskim stylu. Oddajmy mu na chwilę głos: To raczej była podróbka stylu Stevie Ray Vaughana, w której gram te małe, płynące przez utwór wstawki. Byłem bardzo zaangażowany w podróż przez tę kompozycję. Uważam, że jest to piękna piosenka. Napisał ją Stone, ale pozwolił mi w niej robić wszystko, co chciałem.

Słuchając studyjnej wersji Black nie sposób pominąć partii elektrycznego pianina, która wzmacnia brzmienie gitar i pozwala na płynne przejście między akordami e-moll i A-dur. Na pianinie Fender Rhodes zagrał w tej kompozycji Rick Parashar. Dołożył on jednocześnie partię organów Hammonda (szczególnie słyszaną w przejściu przed refrenem). Ta piękna ballada zyskała w tym momencie bardzo przestrzenne brzmienie i duża w tym zasługa subtelnie wykorzystanych instrumentów klawiszowych i zmysłu producenta. W okresie miksowania Tim Palmer poprosił gitarzystów o ponownie zarejestrowanie otwierającej partii gitar, tak by zniekształcić ją w intrze. Dlatego właśnie resztę instrumentów słychać dopiero, gdy rozpoczyna się zwrotka.

Osobny akapit należy się bez dwóch Eddiemu Vedderowi. Przypomnijmy, tekst do Black powstał w okresie zanim wokalista dotarł do reszty kolegów do Seattle. Któregoś razu wspomniał bolesne rozstanie, które przeżył na progu pełnoletności i postanowił przelać towarzyszące mu wówczas emocje na papier. Wystarczy tak naprawdę przeczytać te kolejne linijki, by zrozumieć, jak bardzo emocjonalnym i zarazem bolesnym doświadczeniem, był dla niego ten związek. W wywiadach wokalista wspominał, że pisanie tego tekstu było sposobem na przepracowanie tego wszystkiego. Po prostu pozwoliłem, żeby to ze mnie wypłynęło i w pierwszej chwili pomyślałem, że udało mi się zrobić coś wyjątkowego. Potem spojrzałem jeszcze raz i pomyślałem coś na zasadzie – chwila, chwila. Ten gość naprawdę bardzo cierpi – mówił.

I choć z pewnością tekst nie dotyczył Beth Liebling, jego wieloletniej partnerki, która w 1984 roku wróciła z nim do San Diego, to widać było jak bardzo przeżywa historię, która stała się częścią Black. Vedder nie zdradził szczegółów tej dość osobistej historii. Niemniej, szczególnie we wczesnych latach, podczas wykonywania tego utworu na żywo, było wyraźnie widać, jaki trud sprawia mu wyśpiewanie historii. Po latach w 2011 roku frontman Pearl Jam wspominał: [Black] to piosenka o odchodzeniu. Słyszałem, że nie można mieć prawdziwej miłości, jeśli nie jest ona nieodwzajemniona. To trudne, bo wtedy tak naprawdę najprawdziwszą miłością jest ta, której nie będziesz miał na zawsze. W późniejszych latach zmieniał on również niektóre fragmenty tekstu, co symbolizowało pogodzenie się podmiotu lirycznego z losem i poczucie zadowolenia z powodu jego zakończenia.

Black umiejscowiony w centralnej części albumu Ten stał się niemal z miejsca faworytem publiczności. To kolejny z tekstów zawartych na tej płycie, z którym wielu z nas może się utożsamiać. Grupa wykonywała go na żywo ponad 700 razy, a na szczególną uwagę zasługuje też wersja akustyczna zarejestrowana na potrzeby słynnego cyklu MTV Unplugged. W maju 2011 roku kompozycja znalazła się na 9. miejscu wśród najlepszych ballad w historii magazynu “Rolling Stone”. W 2021 roku “American Songwriter” umieścił ją w rankingu 10 najlepszych utworów Pearl Jam na 5. miejscu. W tym samym roku magazyn “Kerrang!” umieścił ją na szczycie zestawienia 20 najlepszych utworów Pearl Jam. W pełni zasłużenie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *