Podsumowanie 2023: najlepsze polskie i zagraniczne albumy [Bartosz Fintzel]

Właśnie przywitaliśmy nowy 2024 rok. Otwiera on furtkę do nowych doznań muzycznych, prac, nagrań i wydawnictw. Z niecierpliwością czekamy na nowości od naszych idoli. Jak wspominali poprzedzający mnie Szymonowie miniony rok był owocnym czasem jeśli chodzi o muzykę. To czas na podsumowania nie tylko życiowe, ale również i te muzyczne. Wspomina się koncerty, które się odbyły i na których było się obecnym, a także premiery płyt, niektórych długo wyczekiwanych, tak jak np. Petera Gabriela po 20 latach. Tak więc zawsze w tym okresie noworocznym przygotowuję sobie takie zestawienie – albumów, które bardzo mnie zaskoczyły pozytywnie, negatywnie, jak i tych neutralnych, gdzie po pierwszych singlach miałem przeczucie, że będą solidne. Z racji tego, że gremium założycielskie zdecydowało się przygotować listę 10 najlepszych albumów z Polski i ze Świata, ja postanowiłem, że wybiorę połowę z nich. Poniżej znajduje się w pełni subiektywna lista pięciu najlepszych płyt polskich i zagranicznych z krótkim komentarzem.

Z pewnością był to bogaty w solidne premiery rok. Postanowiłem więc wymienić po 5 krążków reprezentujących zagranicę i Polskę. Tak jak ciężko przyszło mi zmieścić w zaledwie pięciu pozycjach, wszystkie albumy godne uwagi z rynku zagranicznego, tak z ojczystymi wydawnictwami nie miałem większych problemów. Serdecznie zapraszam do zapoznania się z moim zestawieniem.

POLSKA:

5. Flapjack – „Sugar Free”

Reaktywacja z taką energią to piękny widok, a na pewno przyjemność dla uszu. Jest szybko, jest mocno, czego chcieć więcej?!

4. O.S.T.R. – „Diaporama”

Czas na nieco „egzotyczną” pozycję na liście. Karierę łódzkiego rapera śledzę od paru lat. Diaporama spełniła moje oczekiwania dotyczące nowego wydawnictwa. Gdy sięgam do polskiej sceny, a robię to rzadko, to Ostry jest i chyba długo będzie moim faworytem.

3. The Materia – „Darklander”

Na najnowszym wydaniu The Materia wraca do cięższych korzeni jednak nie obawiając się eksperymentować. Poprzedni album nie był moim faworytem choć nie mogę powiedzieć złego słowa. Przy tym natomiast, nie miałem większych wątpliwości.

2. Mariusz Duda – „AFR AI D”

Owa płyta jest w mojej opinii fantastyczną odskocznią od cięższych brzmień. Na pewno wymaga ona więcej uwagi, ze względu na klasyczne u lidera Riverside, dopracowanie najmniejszych szczegółów. To właśnie sprawia, że w tym roku była dla mnie tak wyjątkowa.

1. Riverside – „ID.Entity”

Riverside w świetny sposób wyciągnęło to co najlepsze z poprzednich studyjnych wydań, dodając klimat lat 80-tych i połączyło to w spójną całość. Jest tu coś dla każdego i nie ma przesady. Dobrze słyszeć, jak ta świetna polska grupa bawi się na najnowszym albumie. Czapki z głów!


ŚWIAT:

5. Aron Andras – „The Moment”

Trochę country, trochę grunge, na pewno pełen emocji album, przy którym spędzałem jesienne wieczory, odstawiając na chwilę na bok rzeczywistość. Węgierski muzyk podtrzymuje poziom po wcześniejszym Book of Changes, które mogliśmy odsłuchać po raz pierwszy trzy lata temu. Serdecznie polecam utwór The Shore, który chwyta mnie za serce ilekroć go odtworzę.

4. LAZARVS – „Blackest”

Węgierską grupę śledzę od jakiegoś czasu, wówczas jeszcze przedstawiali się jako Apey & the Pea i zainteresowali mnie gdy sprawdzałem skład na Pol’and’Rock. Kolejny brudny i ciężki album, według mnie bardziej dopracowany od poprzednika co sprawia, że musiałem umieścić go w tym zestawieniu.

3. Currents – „The Death We Seek”

Album amerykańskiego zespołu sprawił, że nie mogłem podnieść szczęki. Niespełna czterdzieści minut nie pozostawiło uczucia niedosytu, a sam zespół był w ubiegłym roku jednym z moich największych odkryć. Nie sądziłem, że coś będzie w stanie mnie tak zaskoczyć w 2023.

2. Within Temptation – „Bleed Out”

Równa, świetnie nagrana i bardzo świeża płyta – takie określenia pojawiają mi się na myśl o najnowszym wydawnictwie Within Temptation. Zapętlałem go nie raz w samochodzie, czy też w komfortowych, domowych warunkach i kompletnie nie wywołał u mnie uczucia nudy. Po prostu solidny i kompletny album.

1. Steven Wilson – „The Harmony Codex”

Wrześniowy The Harmony Codex już podczas ujawniania singli pokazywał kunszt Wilsona, żeby podczas odsłuchu całości wcale mnie nie rozczarować. Dzieło, od którego nie sposób było mi się oderwać.

Przygotowałem także playlistę obrazującą moje typy, do której mogę śmiało zaprosić:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *