Songs: Ohia – „The Magnolia Electric Co.” [PłytOpowieść]

Country od zawsze kojarzyło mi się z głębokim południem Stanów Zjednoczonych, kowbojskimi kapeluszami, dziwnym, trochę denerwującym śpiewem i nadużywaniem slide’u na gitarze. Zawsze podchodziłem do tego gatunku z niechęcią, którą jeszcze bardziej potęgowały opinie od moich rówieśników w Stanach, jakoby country miało być dla młodych tym samym, co disco polo w Polsce. Disco Polo w Polsce. Jednym słowem - okropność. Żyłem sobie w tym obrzydzeniu aż do momentu, kiedy przyjaciel pokazał mi projekt Songs: Ohia i album, który całkowicie zmienił moje podejście do tego gatunku. Mam nadzieję, że zmieni i wasze - przedstawiam Wam Magnolia Electric Co. Za tym projektem stoi Jason Molina, który nie zawsze tworzył muzykę w takim stylu. Jego wcześniejsze albumy były zdecydowanie bardziej folkowe. W jego piosenkach mogliśmy usłyszeć najczęściej tylko wokal i tenorową gitarę, czasami z dodatkiem perkusji i basu lub innych instrumentów. Jego pierwsze wydawnictwo, wydane w 1997, zatytułowane po prostu "Songs: Ohia" jest surowe, bardzo emocjonalne i proste. Nagrał wszystkie 13 piosenek jednego wieczoru. Każdy z następnych albumów Moliny przechodził pewną ewolucję. Zaczynały one być coraz bardziej ustrukturyzowane. Artysta postanowił też korzystać z normalnej, sześciostrunowej gitary. "Didn’t It Rain" z 2002 roku (swoją drogą, 22. rocznica wydania tego albumu miała miejsce kilka dni temu) już troszkę zapowiedziało rewolucję Jasona w Magnolii, mamy tutaj bowiem kilka piosenek nagranych z całym zespołem. Pracował nad nim razem z bluegrassową formacją Jim & Jennie & the Pinetops, co także mogło zwiastować zwrócenie się w stronę country.

Krążek Magnolia Electric Co., który ukazał się na rynku 4 marca 2003, nie jest albumem stricte country. Słyszymy tutaj także inspiracje rodem z klasycznej Americany, root rocka i bluesa. Możemy to wszystko podpiąć pod nurt zwany “alt-country”, gdzie baza faktycznie pochodzi z tego gatunku, ale dodane są do tego cechy innych typów muzyki. Trzeba sobie jednak jasno powiedzieć, że najwięcej muzycznych nawiązań pochodzi z południa Stanów Zjednoczonych. Tak, jest tu slide. Tak, melodie są proste. Ale dla mnie ma to kompletnie inny klimat. Jest jakoś bardziej współcześnie, bardziej alternatywnie i indie.

Po tym wstępie w końcu można przejść do crème de la crème, czyli szczegółowego omówienia niniejszego albumu. Magnolia zaczyna się z przytupem, od utworu zatytułowanego Farewell Transmission, który jest uznawany za swoisty opus magnum Jasona Moliny. Struktura piosenki jest nieproporcjonalnie prosta i nieskomplikowana w stosunku do złożonych emocji o jakich artysta opowiada w tekście. Moim zdaniem stara się przedstawić uniwersalną prawdę o życiu, ale zdaje sobie sprawę z tego, że tak naprawdę jej nie ma, ale w końcu każdy z nas będzie próbować ją znaleźć:

The real truth about it is no one gets it right
The real truth about it is we’re all supposed to try

W country chodzi o opowiadanie historii. To jest główna cecha tego gatunku i Molina w swoich tekstach podporządkował się temu w 100 procentach. Nie są to jednak teksty o tym, że ktoś się w kimś zakochał, że ktoś jest samotny, albo wręcz przeciwnie, że wszystko jest takie cudowne i cukierkowe. Podając przykład Farewell Transmission chcę pokazać, że Jason opowiada o życiu i ludziach w sposób nieoczywisty. Nie ma w nich motywów, które możemy znaleźć w popowych piosenkach. Krótko mówiąc – trudno tu o jakieś klisze.

Innym tekstem, który bardzo przypadł mi do gustu, jest ten pochodzący z utworu I’ve Been Riding With a Ghost, gdzie opowiada o zmianach, jakie zachodzą w każdym z nas w kontekście związków i relacji. Niby to takie proste i oczywiste, ale tak rzadko mówi się o tym, że zmiany są naturalną częścią życia każdego z nas:

While you’ve been busy crying about my past mistakes
I’ve been busy trying to make a change
And now I made the change

W dobie internetu duża część artystów po latach wydaje edycje rozszerzone swoich płyt, podobnie stało się w przypadku Magnolii. W 2013 ukazało się właśnie takie wydanie. Zawierało ono dema prawie wszystkich piosenek, które znalazły się na podstawowej wersji albumu. Gdy pierwszy raz ich słuchałem, byłem wręcz wniebowzięty, bo klimatem są bardzo bliskie temu, co Molina robił na samym początku swojej kariery. Jest ta surowość i prostota. Sama gitara i śpiew. Zwykle dema to po prostu szkice, którym dużo brakuje. Te piosenki mogłyby być w takiej wersji wydane i też osiągnęłyby sukces.

Obecnie Magnolia Electric Co. uznawana jest za klasykę gatunku alt-country. Trzeba przyznać, że jest to pewna nisza w amerykańskiej muzyce popularnej. Nie zmienia to jednak faktu, że wpływ Moliny na innych artystów jest ogromny. W zasadzie każdy muzyk, który jakkolwiek zahacza o indie i country, musiał o nim słyszeć. Magnolia wciąż zbiera wysokie oceny i według mnie jest to jeden z takich ukrytych klejnotów, na który każdy z fanów muzyki musi w końcu natrafić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *