Po lekturze książki Jacka Bartosiaka „Oczy szeroko otwarte. Strategia Polski na czas wojny światowej”, sięgnąłem – dzięki uprzejmości wydawnictwa Prześwity – po nową publikację Bartłomieja Wypartowicza i Wojciecha Kozioła. Choć tematyka wydaje się z pozoru zupełnie inna, momentami wyczuć można znajomy, „bartosiakowy” posmak: mieszankę satysfakcji i lekkiego zrezygnowania. Ale do tego jeszcze w tej recenzji wrócę.
Tytułowa polityka wschodnia Polski, niestety, od lat pozostaje na marginesie debaty publicznej. Trudno nie odczuwać żalu, że przez trzy dekady nie dorobiliśmy się solidnej tradycji dyskusji o naszej roli wobec sąsiadów zza Buga. W idealnym świecie „Między Bugiem a prawdą” byłaby jedną z wielu książek na ten temat. Można by ją wówczas porównywać z innymi czy też wskazywać różnice w podejściach autorów. Realia są jednak inne: to jedna z nielicznych pozycji, które w ogóle podejmują ten temat w sposób spójny, a także pogłębiony.
Początek książki – szczególnie dla tych, którzy nie są zupełnie nowi w temacie – działa jak przydatne odświeżenie. Autorzy prowadzą nas przez historię relacji Polski z Rosją, Ukrainą i Białorusią. Tam, gdzie w przypadku Rosji dominowało napięcie, w stosunkach z pozostałymi bywało bardzo różnie – raz lepiej, raz gorzej, czasami bez emocji, a czasem zbyt emocjonalnie. Wprowadzenie do tematyki Wschodu napisane jest przystępnie, momentami wręcz szkolnie – prosto, skrótowo, ale jasno. Dla dalszego zrozumienia książki jest to konieczne. Dla mnie była to solidna powtórka z historii, a w kilku miejscach także źródło nowych, konkretnych informacji.
Następnie zagłębiamy się w historię Białorusi i Ukrainy, by płynnie przejść do relacji tych państw z naszą ojczyzną. Pokazana została rola Rzeczypospolitej, a właściwie coś, co należałoby raczej nazwać „rolką”, bo nasza polityka wschodnia od lat raczej się toczy niż działa. Powody? Najczęściej ograniczaliśmy się do ślepego wpatrywania się w Zachód, a jeśli nawet spojrzeliśmy na Wschód, to z reguły bez pieniędzy, strategii czy elementarnej sprawczości. Autorzy pokazują również, jak bardzo zmienna bywała ta polityka – gdzie wszystko, co zrobiła poprzednia ekipa, automatycznie uznawane jest za błędne. W takich warunkach trudno być dla sąsiadów partnerem godnym zaufania. I jak tu budować stabilność i długofalowe relacje?
Ostatnia część książki to zestaw propozycji, scenariuszy i pomysłów na to, jak mogłoby być, gdyby nasza klasa polityczna, choć w minimalnym stopniu zachowywałaby się w sposób dojrzały. Czytając niektóre naprawdę trafne spostrzeżenia, nie sposób nie poczuć smutku. Większość z nich to raczej pobożne życzenia niż realne plany. I tu właśnie wraca ten znajomy “vibe”, o którym wspomniałem na samym początku. Czyli mieszanka rozczarowania, realizmu i „a nie mówiłem”.