Albert Hammond – „Body of Work”

Lista utworów:

1. Don’t Bother Me Babe
2. Shake A Bone
3. Gonna Save The World
4. Both Ways
5. Like They Do Across The River
6. Somebody’s Child
7. Knocking On Your Door
8. Young Llewelyn
9. Gonna Be Alright
10. Let It Go
11. The American Flag
12. Bella Blue
13. Anything You Want Me To
14. Looking Back
15. Another Heart To Break
16. Living In The Universe
17. Goodbye LA

Albert Hammond jest bez wątpienią jedną z najbardziej wyrazistych legend muzyki popowej i rockowej. Jego twórczość przez dekady wywarła ogromny wpływ na przemysł muzyczny oraz wielu innych, znanych dziś artystów. Nie jest jednak on postacią, która jest przesadnie rozpoznawalna w Polsce. W przeciwieństwie do kompozycji, które przez lata stworzył. W tym roku powrócił po niemal dwudziestu latach z premierowym materiałem w postaci albumu Body of Work, który ukazuje wszechstronność Hammonda jako twórcy i wykonawcy. Na krążku znajdziemy ponadczasowe melodie z refleksyjnymi tekstami.

Co łączy m.in. supergrupę Jefferson Starship, legendarną Tinę Turner, Dianę Ross oraz Roda Stewarta? Postacią – pomostem jest właśnie Albert Hammond. Każdy z wymienionych wykonwców ma w swoim repertuarze piosenkę, za którą odpowiada właśnie ten Brytyjczyk. Któż nie zna takich przebojów z lat 80., jak I Don’t Wanna Lose You, Nothing Gonna Stop Us Now czy When I Need You? Listę utworów oraz grono artystów można byłoby powiększać w nieskończoność. Albert Hammond, na przestrzeni lat, wydawał również pod własnym nazwiskiem, a jego największymi przebojami są np. It Never Rains in Southern California czy I’m A Train.

Czas jednak przejść do zawartości albumu Body of Work. Droga do tego wydawnictwa była niezwykle wyboista, o czym w wywiadach wspomniał sam zainteresowany: Ostatnie siedem lat to był dla mnie trudny okres. Zachorowałem na autoimmunologiczną chorobę, która uniemożliwiła mi koncertowanie i śpiewanie na żywo. Pomyślałem, że chcę napisać coś opisującego moje życie aktualnie i co się ze mną dzieje. Hammondowi w tym roku stuknęło okrągłe osiemdziesiąt lat, więc wiadomo, że jest to płyta nagrana przez człowieka dojrzałego, który ma świadomość miejsca na linii życia. Jest on także mistrzem w opowiadaniu historii, które zamyka w proste i melodyjne piosenki. A przy tym wszystkim subtelnie dozuje emocje.

Do prac nad albumem Albert Hammond zaprosił swojego etatowego współpracownika Johna Bettisa. W efekcie, jak wspomniał w licznych wywiadach, po krótkim czasie mieli przygotowanych ponad 30 kompozycji. Wówczas zapadła decyzja o nagrywaniu albumu. Utwory powstawały w różnych miejscach, jednak lwia część w Nashville, w Stanach Zjednoczonych. Nic więc dziwnego, że czuć na płycie mocno charakterystyczny, amerykański klimat. Słychać doskonale, że Hammond nie chce rywalizować ze współczesnymi gwiazdami, tylko trzyma się swojego charakterystycznego stylu. I bardzo dobrze. Dokładnie tego oczekiwałem, choć nie brakuje w sumie eksperymentów z nowocześniejszymi brzmieniami (Don’t Bother Me Babe czy taneczny Looking Back).

Słuchając Body of Work odnoszę wrażenie, że tak, jak zresztą reklamował go sam artysta, jest to album refleksyjny. I choć nie odnajdziemy tu przebojów na miarę tych wspomnianych dwa akapity wcześniej, to całość materiału nie jest oparta wyłącznie na nastrojowych balladach. Hammond zapewnia także momenty skoczne i chwytliwe. Somebodys Child – mający w sobie nutkę country, folku i bluesa – to pierwszy z brzegu przykład. Skoro o country mowa to nie sposób nie wspomnieć o Gonna Be Alright czy The American Flag. Pozwalają one przenieść się do jakiegoś obskurnego, zadymionego baru przy ogromnej amerykańskiej autostradzie. Mnie takie obrazy pojawiały się w głowie w trakcie odsłuchu albumu. Z drugiej strony na Body of Work odnajdziemy nastrojowe kompozycje (Knocking on Your Door z bardzo sugestywnym tekstem i Bella Blue oparty na charakterystycznym rytmie walca).

To bardzo udany powrót, po dwóch dekad przerwy, wielkiego artysty. Najnowsza propozycja Hammonda nie jest tylko zestawem 17 piosenek. To przede wszystkim przypomnienie dla słuchaczy, że prawdziwa i wartościowa muzyka nie ma daty ważności. To pozycja obowiązkowa dla każdego, kto chce na chwilę zatrzymać się w czasie i zanurzyć w świecie dźwięków, które od dekad poruszają serca milionów. I nawet jeśli nie jest to perfekcyjna płyta i nie znajdzie się w moim zestawieniu najlepszych krążków mijającego roku, to stanowi dla słuchaczy pełną autentyczności i emocji lekcją muzyki od jednego z najlepszych.