Collage – „Baśnie”

Lista utworów:

1. Jeszcze Jeden Dzień
2. Ja i Ty
3. Kołysanka
4. Baśnie
5. Dalej, Dalej
6. Stare Ścieżki
7. Fragmenty
8. Rozmowa

Obóz Collage długo kazał na siebie czekać. Najpierw ponad 26 lat oczekiwania na bardzo dobry, zeszłoroczny album „Over & Out”. W czasie tych ponad dwóch dekad grupę dotknęły przetasowania personalne. Najpierw w 2013 roku Roberta Amiriana za mikrofonem zastąpił Karol Wróblewski, dwa lata później grupę opuścił współzałożyciel i autor genialnych gitarowych partii – Mirek Gil, a następcą został Michał Kirmuć. Ostatecznie skład wykrystalizował się w 2017 roku. Za mikrofonem stanął Bartek Kossowicz z Quidam i z nim w szeregach zespół nagrał wspomniany wcześniej krążek. W tym roku, oprócz trasy promującej „Over & Out”, doczekaliśmy się po 20 latach reedycji kultowych albumów – debiutanckich „Baśni” oraz najbardziej kultowego „Moonshine”. Ukazały się one nakładem Mystic Production.

Choć odkrywanie Collage przed czterema laty zacząłem nie po kolei, bo od albumu “Moonshine” to warto wspomnieć, że w momencie wydawania wspomnianej płyty zespół był już jednym z wiodących w Polsce z gatunku rocka neoprogresywnego. Ich debiutancki album z 1990 roku zatytułowany “Baśnie” był odświeżeniem gatunku, który w poprzedniej dekadzie został praktycznie w pełni wyparty przez muzykę punkową, czy też nowofalową. Można powiedzieć, że w tamtym czasie zespołu odwołujące się do “dinozaurów” progrockowego grania były uważane za kiczowate. Kompletnie tego nie rozumiem, bo uważam, że rock progresywny wyróżniał się przede wszystkim wysoką jakością skomponowanych dźwięków, jak i tekstów. Jak wiadomo, ten okres w Polsce był związany z walką o szeroko pojętą wolność, a mimo wszystko ciężko byłoby wpleść tak zaangażowane teksty w muzykę progresywną. Jednak po 1989 roku wszystko się zmieniło. Zespół, którego historia sięga 1985 roku nagrywa swój debiutancki album.

„Baśnie” wyśpiewane po polsku, z innym wokalistą (w grupie wówczas był Tomasz Różycki) to pozycja niemal obowiązkowa, jeśli chodzi o progresywne granie w naszym kraju. Otwierający Jeszcze jeden dzień to popis perkusyjny Wojciecha Szadkowskiego, ale w sukurs podążają za nią gitara Mirka Gila i klawisze Jacka Korzeniowskiego. W Ja i Ty mamy doskonałe melodie (w tym przypadku szczególnie prym wiodą klawisze), a solówka jest jednym z najbardziej wyrazistych punktów całości. Mirek Gil jako gitarzysta w tamtym okresie wypracował swój oryginalny styl gry, jak i partii solowych – mocno w duchu gilmourowskim, jak i pana Rothery’ego. Kołysanka to z kolei przeszywające i wpadające w ucho genesisowskie klawisze oraz charakterystyczny wokal, który pozostaje w głowie na długo.

Tytułowe „Baśnie” – najdłuższy na płycie, ponad 10-minutowy epicki utwór – to najbardziej wyrazisty punkt debiutanckiego albumu warszawskiej grupy. Bardzo ucieszyłem się, że jest ona do dziś wykonywana na koncertach (mogłem się o tym przekonać nie tak dawno, w trakcie występu w katowickim Spodku w ramach Summer Fog Festival). To, co jest kolejnym plusem na korzyść Collage to fakt, że „Baśnie” są bardzo równą, eklektyczną płytą. W żadnym wypadku nie jest ona monotonna, a 45 minut mija nadzwyczaj szybko. Przyznam szczerze, że lubię ją sobie wrzucić do odtwarzania w drodze. Co rusz łapie się na tym, że podśpiewuję kolejne jej fragmenty. Jedyna uwaga może dotyczyć trochę kompozycji Stare Ścieżki, która ociosana w krótszą formę (tak jak następne kompozycje) byłaby jeszcze lepsza, ale nadal jest to solidna propozycja.

Skoro wywołałem te Fragmenty – kolejną propozycję z podniosłymi partiami klawiszy i doskonale “opowiadającą” historię gitarą – to nie sposób przejść obojętnie przede wszystkim obok znakomitych partii solowych. Nie pierwszy raz klawisze znakomicie uzupełniają się z gitarą. “Baśnie” to studyjny początek dla Collage, którym zaczęli swoją podróż na progrockowy szczyt. Najlepsze czasy – jak się okazało – dopiero miały nadejść, jednak gdyby nie tak wyrazisty, równy debiut oczekiwania mogłyby brutalnie zderzyć się z rzeczywistością. Jak się okazało to doskonały fundament, który dziś po 33 latach nadal się broni. To także nie licząc “Zmian” zarazem ostatnia płyta nagrana w naszym ojczystym języku. Collage postanowiło wypłynąć na szerokie wody bez żadnych ograniczeń. I to się udało, o czym opowiadają powyższe akapity. Życzyłbym każdym początkującym artystom takiego muzyczno-tekstowego startu jaki miało Collage i takiej kariery.