Earthside to zespół wywodzący się z Nowej Anglii w Stanach Zjednoczonych, grający ambitną muzykę, niemalże filmową. Muzycy tworzą oryginalną aurę za sprawą wpływów post-rocka i progresji. Debiut z 2015 roku pod tytułem A Dream In Static zapamiętałem pozytywnie (w szczególności utwór Crater) i liczyłem, że szybko rozwiną skrzydła. Jednak na owe rozwinięcie trzeba było trochę poczekać. O zespole niemal zapomniałem, ale za sprawą Let the Truth Speak znów trafili do mojego odtwarzacza. Od ostatniej płyty minęło osiem lat. Pytanie brzmi czy warto było czekać tyle czasu? Sprawdźmy to zatem.
Opener w postaci But What If We’re Wrong zaczyna się lekko, spokojnie. Przestrzeń wypełnia bukiet dźwięków perkusyjnych, dzwoneczków oraz instrumentów smyczkowych. Goszczeni są tutaj Sandbox Percussion. Utwór buduje atmosferę tego, co będziemy mogli usłyszeć dalej. Następnie We Who Lament. To zresztą mój faworyt. Emocje płynące z instrumentów, jak i hipnotyzującego wokalu Keturah, są wprost niebywałe. Mamy tu trochę progresji, a niecałe 9 minut zostało bardzo dobrze wykorzystane. Krótki, lecz treściwy refren, od którego nie sposób mi było się oderwać. W środku przerwa już w bardziej post-rockowym stylu, by wrócić do śpiewu, który chwyta głęboko wewnątrz. Końcówka utworu jest już nieco cięższa.
Tyranny z Pritamem Adhikarym oraz Pattern Of Rebirth z udziałem AJ Channera są dobrymi kawałkami, choć nie zapadły mi specjalnie w pamięć. Niespełna 12-minutowy Watching The Earth Sink to instrumentalny gigant, w którym wraz z zespołem obserwujemy owe tonięcie Ziemi. Świetnie obrazują nam to post-rockowe brzmienia, a końcówka z perkusyjnym popisem tylko zapewnia, że został zaledwie moment do końca, że zostaną jedynie pojedyncze dźwięki. Wspaniale to zagrali. Z kolei wraz z The Lesser Evil przenosimy się w świat progresywny. Wstawki sekcji dętej są tu ciekawym zabiegiem i dodają całości kolorytu.
Następnie Denial’s Aria. Czy już wspominałem, iż Keturah hipnotyzuje swym wokalem? Jeśli tak, to z miłą chęcią to powtórzę. Kawałek snuje się i wycisza nieco atmosferę po poprzedniku. Początek Vespers jest niczym plemienna modlitwa. To taki filmowy przerywnik. Tworzy on swego rodzaju most do tytułowego utworu amerykańskiej grupy. Let the Truth Speak to znowu progresywne brzmienia. Kompozycja jest oparta na sekcji smyczkowej i operowych wokalizach. To niesamowicie energiczna i rozwinięta rzecz. Zespół wyciska, ile się da. Świetnie wpasował się tutaj Daniel Tompkins. Ostatnia pozycja, czyli instrumentalne All We Knew We Ever Loved, to powrót do post-rocka. Zaczyna się niewinnie, wszystko się harmonijnie rozwija, a całość trwa 9 minut, więc jest na to czas. Idealne zwieńczenie albumu. Warto też spojrzeć na okładkę, którą wykonywał Travis Smith. Przypomnę tylko, że jego drogi splatały się przecież często z naszym rodzimym Riverside.