Ex Usu – „Ex Usu”

Lista utworów:

1. Syntonia
2. Wentyl niebezpieczeństwa
3. Charon
4. Niechajże
5. Umarli mogą tańczyć

..Ciechocinek jest dla mnie ważny z kilku powodów, ale dwa są szczególne. A priori – to moje rodzinne miasto, na ulicach którego stawiałem pierwsze kroki, w którym uczyłem się kolorów i słów, gdzie starałem się dowiedzieć jak być człowiekiem. I choć tego ostatniego nadal nie pojąłem w pełni, to Ciechocinek stał się trzonem, głównym korzeniem i kotwicą. Drugi powód – zostałem w tym mieście zainfekowany muzyką na amen. Dorastając poznawałem kolejne zespoły, gatunki, interpretacje, ale też brałem czynny udział w lokalnych koncertach i obcowaniu ze sztuką. Proszę mi wierzyć, na tej ziemi powstało wiele artystycznego dobra, a o jednym z nich opowiem w niniejszej recenzji.

W 2001 roku, złożony z Ciechocinian, Ex Usu (z łaciny – na mocy zwyczaju) starał się sięgać głęboko do etnicznych trzewi, by wydobyć z nich esencję i zaprezentować ją szerszej publiczności. Biesiada i Komosiński od pierwszych dźwięków, mimo świadomości, że to co tworzą nie stanie się znaczącą falą w głównym nurcie, brnęli na przód nawet, gdy wiatr z piachem dął w oczy. I tak oto narodziło się pierwsze demo pod tytułem Zwyczajnie, a później, w 2012 roku, pełnograj Dobra myśl. Na przestrzeni 22 lat skład zespołu się zmieniał, jak i również zmienił się styl oraz kierunek komponowania nowych treści. Z gęstej etniczno-transowej formuły, Ex Usu zwróciło swoje instrumenty w stronę bardziej progresywną i deadcandance’ową, ale nadal wykorzystującą niepowszechny inwentarz, taki jak kalimba czy lira korbowa. Zmiany są nieodzowną częścią procesu ewolucji, czego dobrym przykładem jest zaprezentowany trzeci album. 

Materiał zatytułowany nazwą zespołu przynosi słuchaczom pięć zróżnicowanych kompozycji. Otwierająca Syntonia zaczyna się floydowo, z nastrojowym i szeroko rozpostartym tłem gitarowo-klawiszowym, które delikatnie wprowadza w nisko osadzone plemienne tony bębnów. Warstwą spajającą jest interesujący wokal Martyny Renk, który w pewnych frazach i harmoniach przypomina mi głos Anji Orthodox. Wentyl niebezpieczeństwa cofa słuchacza w kierunku bardziej etnicznych kompozycji znanych z poprzednich dwóch albumów. Bębny odgrywają rolę silnika dla całej kompozycji i ciężko oderwać od nich ucho. Są niezwykle rytmiczne, głębokie i magnetyczne. A na samym końcu pojawia się progresywno-jazzowy krótki rollercoaster przypominający King Crimson z dekadenckim i nawiedzającym nawoływaniem wokalistki. Słuchając tego numeru mam wrażenie, że Ex Usu z kolejnym albumem skieruje swoje instrumenty w stronę progresywnego grania. Oby tak się stało, bo chciałbym ich usłyszeć w bardziej rozpasłych formach.

Pierwsze dźwięki kolejnej kompozycji – Charon – mogłyby bez dwóch zdań stanowić ścieżkę dźwiękową do filmów grozy, w których dłuższa cisza kreuje niepokój, a suspens sprawia, że ciężko przełknąć ślinę. Warstwa liryczna prezentowana przez Renk jest nostalgiczna i wypełniona znakami zapytania na kwestie związane z naszą egzystencją. Bohater liryczny, mimo zawieszonego wysoko nad głową lęku, nie czuje się osamotniony, bo jest po drugiej stronie powiek postać z wyciągniętą dłonią. Koniec utworu przypomina mi tykanie zegara, a tym samym, wzmaga się myśl, że Charon ostatecznie, w swojej łodzi, przewiezie każdego na drugi brzeg. Na liście utworów omawianej EP-ki zostały jeszcze dwa. Niechajże, a także Umarli mogą tańczyć. Pierwszy z nich zaczyna się od nisko osadzonej linii basu autorstwa Kacpra Kulpy i za to gromkie brawa, bo napędza on tę kompozycję niesamowicie i szczerze mówiąc, najbardziej przyciąga moją uwagę. Słuchając tej pieśni, analogia do zimnofalowych zespołów takich, jak Joy Division albo Bauhaus, przychodzi do głowy natychmiast i bezsprzecznie trafia w mój gust. W tym numerze trzeba skoncentrować się na warstwie instrumentalnej, w ramach której bębny i gitary stanowią esencję całości. Tekst koncentruje się na afirmacji i zrozumieniu relacji między stanami w jakich znajduje się człowiek. Każda akcja ma swoją reakcję, każdy brak akcji niesie za sobą brak reakcji. Świetna rozbudowana kompozycja.

Umarli mogą tańczyć zamyka album i to w jakim stylu. Jest on pewnego rodzaju hołdem dla twórczości Dead Can Dance, czyli grupy, którą uwielbiają Biesiada i Komosiński od zarania dziejów. Flet tenorowy, wycofane, lecz nawiedzające chórki damsko-męskie, selektywnie przemyślane instrumenty perkusyjne, przywodzą na myśl atmosferę pradawnego rytuału w głębokim nieprzeniknionym lesie. Takiego końca płyty się nie spodziewałem, ale czuć w każdym dźwięku, że wspomniany wyżej zespół miał i nadal ma ogromny wpływ na muzykę tworzoną przez Ex Usu. Niezwykle udana próba zanurzenia się w nurcie dark independent.

Ex Usu istniejące od ponad dwóch dekad na muzycznej scenie nie wyprodukowało dużej ilości albumów. Czy to zarzut? Nie, absolutnie. Zapewne, na ten stan rzeczy składa się wiele rzeczy i właśnie dlatego niezwykle cieszy fakt, gdy nowe kompozycje przedostają się do publiczności, która oczekuje i wyszukuje ambitniejszych form. Przesłuchanie tego materiału po wielokroć było dla mnie dużą przyjemnością i nie tylko z powodu, że znam każdą osobę ze składu, a głównie dlatego, że bronią się muzycznie i lirycznie w tych pięciu kompozycjach. Wiem z pewnego źródła, że małymi kroczkami nadchodzi kolejny album i już nie mogę się doczekać, bo kto wie, może będzie jeszcze bardziej progresywnie? A jak dobrze wiecie, zatapiam się w takich dźwiękach bez pamięci. Na mocy zwyczaju, powiadam Wam, posłuchajcie Ex Usu.