Znacie to uczucie, gdy usłyszycie jakiś utwór, jeszcze lepiej gdy są dwa, i już wiecie, że zostaną z wami na wiele lat? Oczywiście, że znacie, każdy interesujący się muzyką pamięta takie momenty. Dokładnie tak było, gdy po raz pierwszy usłyszałem minialbum Fierce Deity zatytułowany Power Wisdom Courage. Utwory otwierający oraz zamykający ten zestaw mają swoje stałe miejsce wśród ulubionych, już na zawsze.
Fierce Deity to projekt muzyczny australijskiego wykonawcy, który zgodnie z informacjami znajdującymi się na stronie Bandcamp, wykonuje muzykę z pogranicza power metalu i stoner rocka. Ma na swoim koncie kilka wydań, singli i EP-ek, wspomniany minialbum oraz najnowsze wydawnictwo zatytułowane A Terrible Fate, które ukazało się 16 kwietnia 2024 roku. Po wstępie można wyczuć, że kolejna propozycja tego artysty przypadła mi do gustu. I tak rzeczywiście jest. Nie będę kłamał i trzymał was w niepewności. Album jest…, no właśnie, jaki on jest.
Całość rozpoczyna kompozycja LEViARACH, która idealnie wprowadza nas w klimat całości. Słuchając wspomnianego utworu, stanie się jasne, jakiej muzyki powinniśmy się spodziewać. Gitary tworzą ścianę, sekcja rytmiczna idealnie wypełnia wolne przestrzenie, a charakterystyczny głos wokalisty idealnie dopełnia całość. Te, niespełna 7 minut energetycznego grania, idealnie wprowadza nas w świat dźwięków, który ma do zaoferowanie Fierce Deity. Kolejny utwór, A Life of Hate, rozpoczyna damski głos i dźwięk gitary, który może się kojarzyć ze wspomnianym już na początku tekstu minialbumem. Po niespełna dwóch minutach wkraczamy w świat wypełniony gitarami, basem i perkusją, który z pewnością oderwie słuchacza od innych czynności, jeśli kompozycja otwierająca tego nie dokonała, i pochwyci w swój uścisk, by nie wypuścić z niego do końca trwania albumu, a może i nawet dłużej.
A Terrible Fate jest z pewnością produkcją bardzo wyrównaną, ale spróbuję wskazać dwa fragmenty, które bardzo, ale to bardzo wbiły się w moje uszy i były tymi, do których najczęściej wracałem. Pierwszym z nich jest zdecydowanie numer trzy: Nekot’s Shrine / Storm Temple, który zbudowany jest na podobnym pomyśle, jak utwory z Power Wisdom Courage. Wykorzystuje motywy znane z tamtych kompozycji, sposób wprowadzenia w nastrój, instrumentarium i wokal – to wszystko doskonale znane patenty, które kolejny raz przynoszą bardzo dobry efekt. Kompozycja brzmi odpowiednio wzniośle, przestrzeń dźwiękowa jest gęsta, idealnie oddająca mroczną atmosferę. Dodam tylko, że całość trwa 9 minut. Nie ma uciętych motywów, nie ma skracania. Jest wprost idealnie.
Numer piąty, czyli Paralysis (Into The Wind), jest inny. Oczywiście, że są gitary, oczywiście czuć moc power metalu czy stoner rocka. Dzięki prostemu zabiegowi, mocny początek zmieniający się na coś w rodzaju wzoru opowieści przytaczanej gdzieś w leśnych ostępach, przy ognisku, wprowadza moment wytchnienia w tej emocjonującej podróży. Jeśli sięgnąć po wcześniejsze produkcje artysty, właśnie na takie utwory tam trafimy. Mógłby to być idealny utwór kończący całość, zamysł twórcy był jednak inny. Na finał pojawia się utwór tytułowy, A Terrible Fate, który dla mnie jest swoistym zaproszeniem do kontynuowania podróży przez świat wykreowany w ciągu tych 45 minut.