Dla każdego miłośnika muzyki spod znaku hard & heavy Judas Priest to jedna z największych legend. 55 lat na scenie, dziewiętnaście albumów studyjnych, w tym takie klasyki, jak British Steel czy Screaming for Vengeance. I choć od lat w szeregach grupy brak kultowego gitarowego duetu K.K. Downing-Glenn Tipton formacja z Birmingham ma się dobrze i nagrywa wyborne albumy. Po sześciu latach od Firepower przyszła kolej na jego następcę, Invincible Shield.
Ten rok, na ten moment, bez wątpienia stoi pod znakiem heavy metalu. Swoje niezwykle udane propozycje zaprezentowali m.in. Bruce Dickinson, Magnum czy Saxon. Z obozu Judas Priest od około roku docierały informacje, że zespół pracuje nad premierowymi kompozycjami. Fani zastanawiali się, czy udział bierze w nich Glenn Tipton. Przypomnijmy: gitarzysta po nagraniu Firepower wycofał się z udziału w trasach, ponieważ zdiagnozowano u niego chorobę Parkinsona, a jego miejsce zajął producent Andy Sneap. Wątpliwości rozwiał Richie Faulkner podkreślając, że pomimo problemów zdrowotnych Tipton miał wpływ na zawartość Invincible Shield. W końcu po występie na festiwalu Power Trip w Kalifornii, w w październiku ubiegłego roku, zespół oficjalnie zapowiedział nowy album.
Prace nad Invincible Shield rozpoczęły się w lutym 2020 roku, jednak na drodze szybko stanęła pandemia. Jak wspominał Faulkner, grupa chciała na etapie przedprodukcyjnym wspólnie ogrywać na żywo szkice kompozycji, a ponieważ byli rozsiani po różnych lokalizacjach, okazało się to zadaniem dość problematycznym. Co więcej, po poluzowaniu obostrzeń pandemicznych Judas Priest ruszyli w trasę. W związku z tym, większość materiału powstawała w przerwach między występami. Ostatecznie muzycy nagrywali w różnych miejscach: Scott Travis i Richie Faulkner w Tennessee, Rob Halford w Phoenix, a Ian Hill podczas trasy w różnych studiach.
Co więc muzycy zaproponowali na najnowszym albumie? Na pewno jest to bardziej zróżnicowany album niż Firepower, miejscami uwidaczniają się progresywne konotacje, jednak całość nie jest eksperymentem w stylu Nostradamusa. To bardziej klasyczne Judas Priest podane we współczesnym wydaniu i różnych formach. Przede wszystkim przez te pięć dekad na scenie Judasi nieustannie inspirowali innych, a także nie ograniczali się w żaden sposób. Dzięki temu mieli wpływ na wiele odsłon heavy metalowego grania. Richie Faulkner w wywiadzie dla miesięcznika “Teraz Rock” podkreślił, że grupa “napisała podręcznik heavy metalu”. Po kolejnych odsłuchach najnowszej propozycji pozostaje mi się tylko i wyłącznie pod tym podpisać.
Otwierający Panic Attack zaczyna się subtelnym intrem syntezatorowo-gitarowym, by po chwili zaatakować klasycznym heavy metalowym riffem i ostrym refrenem. To zaraz pierwszy zwiastun Invincible Shield, który w październiku 2023 roku usłyszeli fani. Dla mnie pewniak koncertowy i otwieracz na najbliższej trasie. Za nim podąża jeszcze ostrzejszy The Serpent and the King. Tu z kolei wyraźnie słychać echa albumu Painkiller, a Rob Halford udowadnia, że jego głos w wieku 72 lat brzmi nadal równie mocno i wysoko jak 30 lat temu.
Co jeszcze znajdziemy na Inivincible Shield? Wolniejsze, aczkolwiek bardzo rytmiczne propozycje, jak Trial By Fire czy Devil in Disguise oraz pędzący na złamanie karku, przypominający najnowsze dokonania Judasów, As God Is My Witness. Z kolei Gates of Hell, z wpadającym w ucho refren, nawiązuje do bardziej melodyjnej odsłony Judasów z lat osiemdziesiątych. Harmonie kojarzą się z takimi albumiami, jak Turbo czy Defenders of the Faith. Nie mogło też zabraknąć ballady, z których brytyjska formacja również słynie. Charakterystyczne elementy obecne są w Crown of Horns. To numer posiadający w sobie dawkę patosu, ale jednocześnie próżno tu szukać pianina, jak było chociażby na albumie Sin After Sin.
Wspomniałem, że w nagraniach Invincible Shield brał udział gitarzysta Glenn Tipton. Skomponował on dwie kompozycje, które są dla mnie najjaśniejszymi punktami. Mowa o Escape From Reality oraz Sons of Thunder. Na szczególnie uznanie zasługuje pierwszy z nich. To propozycja mroczna, z charakterystycznym dla doom metalowego grania “pełzającym” riffem. Momentami słychać tutaj echa Ozzy’ego Osbourne’a. Szczególnie mocno, gdy Halford śpiewa Get lost in a psychedelic haze, levitating to a place that will amaze. Warto pamiętać, że w latach dziewięćdziesiątych (oraz w 2004 roku) wokalista JP wystąpił gościnnie za mikrofonem w Black Sabbath. Sons of Thunder to natomiast klasyczna trzyminutowa jazda bez trzymanki z charakterystycznym harmonijnym solo gitarowym.
Podstawową wersję płyty zamyka Giants In The Sky. Równie patetyczna i podniosła propozycja, w której wykorzystano gitary akustyczne. Można byłoby napisać, że to kapitalne zwieńczenie płyty. Jednak dostępna w sprzedaży jest jeszcze wersja deluxe, poszerzona o trzy kompozycje: Fight of Your Life, Vicious Circle oraz The Lodger. To kolejne udane i wpadające w ucho utwory z chwytliwymi i lekko bluesującymi riffami. The Lodger to efekt kooperacji z Bobem Halliganem Jr., który napisał dla Judasów w latach osiemdziesiątych Some Heads Are Gonna Roll z albumu Defenders of the Faith. Ta ballada to doskonałe zwieńczenie Invincible Shield. Sprawia, że słuchacz chce rozpocząć tę muzyczną podróż raz jeszcze…