Neal Morse – „The Restoration – Joseph: Part Two”

Lista utworów:

1. Cosmic Mess
2. My Dream
3. Dreamer in the Jailhouse
4. All Hail
5. The Argument
6. Make Like a Breeze
7. Overture Reprise
8. I Hate My Brothers
9. Guilty as Charged
10. Reckoning
11. Bring Ben
12. Freedom Road
13. The Brothers Repent / Joseph Revealed
14. The Restoration
15. Everlasting
16. Dawning of a New Day (God Uses Everything for Good)

Rok 2023, co poruszałem już wielokrotnie czy tutaj, czy to w mediach społecznościowych, był bardzo owocny, jeśli chodziło o propozycje muzyczne. Jednym z jego najjaśniejszych punktów bez wątpienia był album Neala Morse’a The Dreamer – Joseph: Part One. Pisałem wówczas o tym krążku, że jest to prawdopodobnie najlepszy album tego kapitalnego muzyka. Za jego sprawą z wysokiego „C” rozpoczynamy także nowy rok. 12 stycznia ukazała się bowiem druga część odsłony historii biblijnego Józefa.

Ekipa, która wspierała przy nagraniu artystę, jest równie imponująca. Przypomnę tylko, że wokalnie w rolę tytułowego Józefa wciela się sam Neal Morse. Oprócz niego udzielają się także: Matt Smith jako Reuben, Ted Leonard to Juda, Wil Morse prezentuje się w roli Szymona, Mark Pogue w Jakuba, a Jake Livgreen jest dozorcą niewolników. W rolę żonę Potifara, egipskiego urzędnika, wciela się z kolei Talon David. Na albumie swoje partie nagrali także stali współpracownicy Morse’a, a mianowicie Eric Gilette czy Gideon Klein. Podobnie, jak w pierwszej części obecny jest były gitarzysta Deep Purple, Steve Morse (zbieżność nazwisk przypadkowa).

Nie da się ukryć, że tempo pracy Morse’a jest naprawdę imponujące. Patrząc po tym, ile materiału przygotował Amerykanin, decyzja o rozdzieleniu całej opowieści na dwie niemal równe części była doskonałym rozwiązaniem. Sam zainteresowany zresztą podkreśla, że waga całej tej opowieści i muzyki, którą stworzył, wymagała takiego podziału. I ja się pod tym podpisuję. Łącznie na dylogię Józefa składają się 32 premierowe kompozycje (po 16 na album), które przekładają się na ponad dwugodzinną muzyczną ucztę. A jaka to uczta? Iście wyborna.

Kto słuchał uważnie pierwszej odsłony Josepha pamięta, że jego losy zakończyły się uwięzieniem w Egipcie. Druga część to opowieść o tym, jak mądrość i tolerancja pozwoliły mu odzyskać wolność, zdobyć władze polityczną, a finalnie zjednoczyć całą rodzinę. The Restoration – Joseph: Part Two to płyta wzniosła, pełna teatralnego patosu i wręcz pompatyczna. Takie połączenie może w efekcie przynieść karykaturalną formę, jednak zarówno tutaj, jak i na poprzedniczce, Morse’owi udało się znakomicie zbalansować wszystkie elementy, tak żeby całość była „w punkt”.

Wspomniana podniosłość objawia się przede wszystkim w balladach, a tych nie brakuje (Guilty As Charged, Freedom Road). My Dream przez wykorzystanie chóralnych zaśpiewów zyskuje z kolei dodatkową przestrzeń, a całość obraca się w rejonie amerykańskiego rocka lat osiemdziesiątych czy dokonań Queen. Z drugiej strony, jest bardzo mocno i hardrockowo, jak na pierwszej części. Jest przecież „purpurowy” wręcz Make Like a Breeze z dialogiem gitarowo-organowym czy singlowy I Hate My Brothers.

Nie ulega wątpliwości, że Morse oddaje też hołd swoim mistrzom. The Argument brzmi jak mieszanka Van Der Graaf Generator z Gentle Giant. Gdzieniegdzie słychać echa instrumentalne kultowej grupy Kansas. Oczywiście elementem łączącym obie części jest krótka, niemal minutowa Overture Reprise, której pełna wersja otwiera całą dylogię. Po niej historia nabiera jeszcze większego tempa, a kolejne propozycje właściwie układają się w jedną, rozbudowaną suitę, gdzie miłośnicy Spock’s Beard, Giantów czy Chicago znajdą coś dla siebie.

Cała opowieść dąży do punktu kulminacyjnego. Zarówno pod względem tekstowym, jak i muzycznym. Nim wydaje się być Everlasting. To kompozycja, gdzie praktycznie każdy z wokalistów dostaje swój moment do pokazania się, podobnie jak instrumentaliści. Mamy więc gitarowe pojedynki, pędzącą do przodu solówkę na syntezatorze Mooga w duchu Keitha Emersona. Nie brakuje także brzmień hammondowskich, a perkusja nadaje temu wszystkiemu pozornie chaotyczny kierunek.

Jeśli pierwsza część Josepha zawierała jakieś niedociągnięcie, to The Restoration jest właściwie bezbłędna. Najpierw odsłuchiwałem tylko i wyłącznie ją, później dla porównania odpaliłem ubiegłoroczny album, by w końcu wybrać się w dwugodzinną podróż z obiema częściami, od A do Z. I jest to podróż wielowątkowa. Od patosu, przez melancholię, tęsknotę, żal, aż do wielkiego, pozytywnego finału. Uduchowiony Neal Morse to najlepszy Neal Morse, bez wątpienia. I to nawet, jeśli słuchacz niekoniecznie utożsamia się z jego przekonaniami.

Neal Morse jest niezwykle płodnym twórcą. Jeśli słuchając pierwszego Josepha miałem gęsią skórkę, tak przy najnowszej odsłonie dochodzą do tego ciarki. Ja nie wiem jak to jest możliwe, że w krótkim odstępie udało mu się wydać dwa tak doskonałe, wręcz wybitne albumy. To musi być jaka iskra Boża, która pcha Morse’a do tworzenia tego typu rock oper. I na koniec słówko o szacie graficznej, która nie ustępuje poziomem od zawartości muzycznej (czapki z głów dla Dave’a Hardy’ego). Reasumując: kandydatka na płytę roku debiutuje już niemal na samym jego początku.