sanah – „Bankiet u sanah”

Lista utworów:

CD1
1. Intro
2. płomień
3. Co ja robię tutaj
4. Czesława
5. ostatnia nadzieja
6. Interludium
7. Irenka
8. Święty Graal
9. Pożal się Boże
10. Cząstka
11. Szampan

CD2
1. 2:00
2. Szary świat
3. Tęsknię sobie
4. Aniołom szepnij to
5. Bajka (K.K. Baczyński)
6. Nic dwa razy (W. Szymborska)
7. duszki
8. etc. (na disco)
9. Eldorado
10. Ale jazz!
11. Sen we śnie
12. Hymn (J. Słowacki)

Można byłoby napisać, że rok bez wydawnictwa od sanah to rok stracony. Wydawało się, że w 2023 dyskografia najpopularniejszej obecnie polskiej artystki nie powiększy się. Nic bardziej mylnego. Może fani nie otrzymali premierowego albumu (na przestrzeni dwunastu miesięcy pojawiły się za to nowe utwory), ale sanah postanowiła wypuścić pierwszy w swoim dorobku koncertowy krążek.

Przypomnijmy, że artystka w ubiegłym roku (i trochę też w tym, o czym za chwilę), w ramach „bankietu”, zamieniła duże hale koncertowe na bardziej kameralne miejsca (wybrano „cudowne dźwiękowo i wizualnie miejscówki” m.in. katowicki NOSPR). Podczas tej trasy sanah na scenie towarzyszyło ponad 100 muzyków. Taka liczba robi wrażenie. Artystce pomagała 50-osobowa Polska Orkiestra Muzyki Filmowej czy 30-osobowy chór Silesian Chamber Choir AD Libitum. Za orkiestrowe aranżacje utworów odpowiadał natomiast dr hab. szt. Rafał Rozmus. Materiał z Bankietu… został zarejestrowany z kolei w Centrum Kongresowym ICE Kraków, gdzie odbył się finałowy koncert (miało to miejsce 9 stycznia 2023).

Artystka przygotowała konkretny zestaw dla swoich fanów. Nie licząc dwóch przerywników, na wydawnictwie znalazło się ponad 20 utworów. Nie zabrakło największych przebojów, które wzbudziły ogromny aplauz ze strony publiczności (Szampan, Eldorado, Ale jazz!). Pojawiły się, rzecz jasna, numery z płyty, na której sanah pokłoniła się swoim ulubionym poetom. W takiej odsłonie, co nie będzie żadnym zaskoczeniem, utwory z Poezyji prezentują się iście wybornie. Zwłaszcza, jak słucham Bajki Baczyńskiego i Hymnu Słowackiego (ten drugi, na sam finał koncertu, został idealnie dośpiewany przez uczestników koncertu), to mam ciarki na całym ciele.

Najważniejsza informacja jest więc taka, że udało się stworzyć przekonujące wersje, które czasem, w porównaniu z oryginałem, zostały konkretnie odświeżone czy rozbudowane (Ostatnia nadzieja, 2:00), a w innych przypadkach zmiany są być może mniej słyszalne, co nie jest w żadnym wypadku wadą. Bo doskonale słychać, że muzycy, którzy z sanah na scenie wówczas byli, dwoją się i troją, aby kompozycje brzmiały monumentalnie (Irenka, Święty Graal Nic dwa razy – to pierwsze przykłady z brzegu). Swoje robi na pewno wspomniany już wyżej chór. Jak się pojawia, to po to, aby wyciągnąć z danej piosenki wszystko, co tylko jest możliwe. Posłuchajcie Czesławy, Ostatniej nadziei czy Tęsknie sobie i od razu będziecie wiedzieli, że to ogromna wartość dodana.

Tak naprawdę, ciężko do czegokolwiek mi się przyczepić, gdyż utwory sanah w takiej odsłonie naprawdę lśnią. Jestem pod ogromnym wrażeniem, że Bankiet… brzmi tak doskonale. W informacji prasowej mogliśmy przeczytać, że artystka „podczas swojej trasy koncertowej wykorzystała immersyjny system nagłośnieniowy L-ISA”, który pozwala „na prawdziwe zanurzenie się w dźwięku”. Na żywo pewnie lepiej można było się w tych dźwiękach zatracić, ale z płyty wrażenia są też, jak najbardziej, pozytywne.

Album Bankiet u sanah pojawił się w sklepach na początku grudnia, chwilę przed świętami. Pod względem marketingowym – to iście znakomity ruch, bo z pewnością wielu miłośników sanah pod choinkę zażyczy sobie właśnie opisywaną koncertówkę. Bardzo dobrze, bo to bardzo udane dzieło. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że Bankiet u sanah to najbardziej przekonujące wydawnictwo w dorobku Zuzanny Grabowskiej. Utwory, w takim anturażu, zyskały mocy i – w większości przypadków – brzmią lepiej niż w wersjach studyjnych. Po przesłuchaniu Bankietu… trochę żałuję, że nie udało mi się w tym wydaniu zobaczyć na żywo sanah. Cieszy mnie więc, że zapis tej trasy został uwieczniony w wersji fizycznej. Do ideału (patrz ocena) ciut zabrakło, bo mam wrażenie, że miejscami trochę zbyt mocno wyciszono publiczność (co ciekawe: między niektórymi utworami z owacji zrezygnowano w ogóle – moim zdaniem dziwny to zabieg). To jednak tylko drobny minusik. Najważniejsza jest przecież sama muzyka… A na takie bankiety aż chce się chodzić.