Six Foot Six – „Beggar’s Hill”

Lista utworów:

1. Raise the Dead
2. Tears
3. Voices Inside
4. Beggar’s Hill
5. Analog Man
6. Riding the Tide
7. Fires Will Burn
8. The Prodigy (A Templar’s Tale Pt. 1)
9. The Siege (A Templar’s Tale Pt. 2)
10. The Homecoming (A Templar’s Tale Pt. 3)
11. Pete MacOats
12. Equinox

Mnogość stylów, gatunków i odmian jest tak ogromna, że czasami człowiek zastanawia się czy takie podziały są potrzebne. W heavy metalu ma być przede wszystkim głośno i najlepiej, jak najbardziej melodyjnie i dużo gitar. Z pewnością znajdą się tacy, dla których, to wszystko ma ogromne znaczenie. Tylko, czy wtedy nie tracą możliwości poznania muzyki różnej?

Six Foot Six to szwedzka grupa, działająca od roku 2017, która wykonuje muzykę z pogranicza melodyjnego heavy metalu i hard rocka. Do tej pory wydała trzy albumy, ostatni z nich ukazał się 8 grudnia 2023 i nosi tytuł Beggar’s Hill. Na płycie znalazło się 12 utworów, z czego trzy z nich tworzą jedną opowieść A Templar’s Tale. Wszystkie kompozycje charakteryzują się dużą melodyjnością, czasami wręcz przebojowością, tak charakterystyczną dla tej przystępnej odmiany heavy metalu.

Już otwierający całość Raise the Dead daje dobre pojęcie, o tym czego, możemy się spodziewać po reszcie materiału. Dobre wejście gitary, uzupełnione sekcją rytmiczną, chwilę później pojawia się zarys melodii i dołącza do tego wszystkiego wokalista. Utwór ma zadatki, żeby stać się przebojem, ale czasy mamy zdecydowanie inne, więc będzie o to trudno. Tears to także rzecz, która wpada w ucho. Jest odpowiedni rytm i refren, który idealnie nadaje się do wspólnego śpiewania. Voices Inside wyróżnia się natomiast różnorodnością klimatów, które możemy usłyszeć w trakcie niespełna pięciu minut. Za to ode mnie duży plus. 

Tak właśnie mija ta płyta: tytułowy Beggar’s Hill, przebojowy Analog Man, mocniejszy, zahaczający o hard rock Riding the Tide i – ponownie hitowy – Fire Will Burn. Mamy tutaj jeszcze dłuższą opowieść, o której wcześniej wspomniałem, A Templar’s Tale. Każda z trzech części jest utrzymana w innym klimacie. Pierwsza i trzecia to typowe utwory, do jakich przez poprzednie minuty przyzwyczaił nas zespół. Druga jest z kolei balladą z akustycznym wstępem i podniosłym zakończeniem. Całość kończy natomiast instrumentalny Equinox, który dobrze sprawdza się w takiej roli. 

Całość prezentuje się naprawdę przyzwoicie. Na plus z pewnością zaliczam fakt, że słuchanie tego albumu nie sprawiło mi trudności, a momentami było wręcz bardzo przyjemne. Kilkukrotne przesłuchanie przed napisaniem tej krótkiej recenzji uświadomiło mi jedno: świat wszedł w posiadanie kolejnego albumu z muzyką, bez której byłby dokładnie taki sam, jak bez niej. Beggar’s Hill jest poprawny, przebojowy, może dostarczyć godzinę (jeśli przesłuchamy go kilkukrotnie, to kilku godzin) sprawnie zagranej muzyki. Tylko czy tego właśnie oczekujemy, gdy każdego dnia trafiamy na nowe dla nas albumy? Chyba nie. Po kilkukrotnym przesłuchaniu i napisaniu tego tekstu, album ten prawdopodobnie zniknie w zalewie podobnych mu wydań. I wiecie co? Nie będę po nim płakał. Moja ocena to 4 (mimo wszystko). Niektórzy mogą z tego zrobić nawet 5, ale to tylko niektórzy.