Pierwsze miesiące muzycznego roku 2024 są nad wyraz szczodre. Trzymam kciuki, by ta obfitość trwała jak najdłużej, a najlepiej aż do końca roku. Nie obrażę się, jeśli przeciągnie się na kolejne lata i w dalszym ciągu będziemy tak rozpieszczani wszelkimi nowościami. Przynajmniej ja się tak czuję.
Fińska grupa Sonata Arctica, specjalizująca się w power metalu, kazała nam czekać na nowy album aż 5 lat. Nie dali nam o sobie jednak zapomnieć. W 2022 roku muzycy wydali dwa albumy zatytułowane Acoustic Adventures – Volume One oraz Acoustic Adventures – Volume Two, które wypełnione są muzyką akustyczną, czyli nie do końca taką, jakiej oczekujemy po grupie.
Nie śledzę zapowiedzi, wszelkie płyty są dla mnie niespodziankami i, w większości, miłymi zaskoczeniami. Dokładnie tak było w trakcie pierwszego odsłuchu najnowszego albumu fińskiego zespołu zatytułowanego Clear Cold Beyond. Od razu wiedziałem, że nie da się całości ot, tak posłuchać i przejść do kolejnego albumu ze stosu oczekujących na odsłuch.
First In Line od pierwszych dźwięków perkusji, do której po chwili dołączają pozostałe instrumenty, nie pozostawia wątpliwości, że power metal w wykonaniu Sonaty ma się naprawdę całkiem dobrze. Dodajmy do tego wokal Tony’ego Kakko i już czujemy się jak u siebie. Perkusja nadaje rytm, jest miejsce na krótkie partie instrumentów klawiszowych oraz gitary, a do tego nie zabrakło chwytliwego refrenu. A to dopiero początek płyty. Kolejna kompozycja, czyli California, jest nad wyraz podobna do poprzedniej. Pięknie gna do przodu. Nie jest to, rzecz jasna, zarzut. Power metal rządzi się swoimi prawami i nie ma co oczekiwać, że nastąpi w tym gatunku jakaś rewolucja.
Dwa pierwsze utwory stanowią idealny wstęp do dalszej części albumu Clear Cold Beyond. O ile pierwsze minuty są bardzo dobre, tak kolejne podkręcają tylko atmosferę i zostawiają, przynajmniej w mojej opinii, pierwsze kompozycje zdecydowanie w tyle. Shah Mat udowadnia, że muzycy mają wiele pomysłów i z łatwością potrafią je wykorzystać w zaledwie 4-minutowym utworze. Znajdziemy w nim ciekawy wstęp, zmiany tempa i, a to ci niespodzianka, przyjemną melodię z kolejnym świetnym refrenem. Utwór Shah Mat płynnie przechodzi w Dark Empath. Wraz z tą kompozycją przypomniały mi się wszelkie wspaniałe momenty, które spędziłem z poprzednimi albumami grupy. Jest to najdłuższa rzecz, trwająca nieco ponad 6 minut, i każdy jej moment został wykorzystany w sposób idealny. Chóralny wstęp, instrumenty klawiszowe, perkusja, gitary i, przynajmniej w pierwszej części, trochę śpiew, a trochę melorecytacja Tony’ego. Wszystko układa się się doskonale. Możliwe, że to najlepszy fragment Clear Cold Beyond. A uwierzcie mi, że po kilkukrotnym przesłuchaniu nie jest mi łatwo wybrać swojego faworyta.
Cure For Everything nie odbiega znacząco od wszystkiego, z czym mieliśmy do czynienia przez dotychczasowe minuty. A Monster Only You Can’t See może pochwalić się ładnym wstępem, przypominającym śpiew barda, opowiadającego historię przy kuflu piwa, by po minucie przeobrazić się w rasowy utwór power metalowy. Znalazły się tu także utwory odrobinę spokojniejsze, nie balladowe, jednak dające chwile wytchnienia. Należą do nich Teardrops, The Best Things oraz kończący album, jeśli nie liczymy bonusów, numer tytułowy. Gdzieś pomiędzy nimi, dokładnie pod numerem osiem, kryje się natomiast potencjalny przebój – Angel Defiled. Wspomniane określenie nie zostało użyte nad wyrost. Przy odpowiedniej promocji utwór ten mógłby naprawdę stać się sporym hitem. Żyjemy jednak w świecie, który kieruje się innymi drogowskazami niż nasze, a przynajmniej moje.