Przyznam się szczerze, że bardzo lubię, choć nie śledzę uważnie, dokonania projektu Sopor Aeternus & The Ensemble of Shadows. Dlatego też z dużą ekscytacją podszedłem do albumu Alone at Satan’s – An Evening with… I było…, o tym za chwilę. Na początek kilka słów o tym projekcie muzycznym dla tych, którzy nie znają i nie kojarzą.
Za Sopor Aeternus & The Ensemble of Shadows odpowiada niemiecka artystka znana pod pseudonimem Anna-Varney Cantodea, który porusza się wśród takich gatunków muzycznych, jak dark wave, dark folk, rock gotycki, zahacza także o muzykę klasyczną. Nazwę projektu można natomiast tłumaczyć jako „Wieczny Sen”. Tak przynajmniej podpowiada tłumacz.
Moim skromnym zdaniem album Alone at Satan’s – An Evening with… to ponad godzinna (dokładnie 73 minuty) wyprawa w mrok, a ja bardzo lubię tego typu wyprawy. Wyprawy, które budują nastrój, które otaczają nas melodiami, które mogą się wydawać proste, a z drugiej strony nie dają szans na wyłączenie płyty przed końcem.
Cała magia zaczyna się od okładki. Domek, na schodach siedzi Anna w czerni, są napisy w dyniowym kolorze i Jack-o’-lantern na schodach. Pierwszy utwór nosi tytuł Evening i może sugerować idealną porę na jego słuchanie. Już pierwsze dźwięki obwieszczają, osobom znającym wcześniejsze dokonania grupy, że znaleźliśmy się wśród znajomych dźwięków i klimatów.
W drugiej kompozycji na liście padają słowa „Hello, Hello, Come and Play With Us“. Jeśli tylko skorzystamy z zaproszenia, kolejne minuty będą dla nas wyśmienitą zabawą. Nie radosną i nie wśród zieleni oraz słońca. Ta zabawa jest w mrocznej części naszego życia i świata. Nie znajdziemy tutaj wesołych czy skocznych melodii. Nie możemy takich oczekiwać. Zwłaszcza, kiedy przeczytamy tytuły kolejnych utworów – 666, Nobody Home, Dolls & Death Things, Squares of HA! czy The Beast.
Klimat jest istotny, a jak wypada to wszystko pod względem muzycznym? Wszystkie kompozycje utrzymane są w powolnych rytmach, atmosfera budowana jest w większości przez instrumenty elektroniczne, perkusję, często powtarzającą jeden rytm oraz instrumenty smyczkowe. I głos. Głos, który może drażnić (na początku), może zachęcać do wyłączenia odtwarzacza. Moim zdaniem jest on jednak integralną częścią, bez której atmosfera nie byłaby tak niesamowita.
Pierwsza trudna sprawa? Utwór, który można wyróżnić. Tak, żeby zachęcić do zapoznania się z całością, czyli albumu, który należy słuchać w całości. Wybieram Column. Znajdziemy w nim wszystko z czym powinniśmy kojarzyć muzykę Sopor Aeternus. Jeśli nie przypadnie wam do gustu, raczej nie sięgajcie po całość. Tam jest wolniej, bardziej klimatycznie i mroczniej. Nie pociąga was taka muzyka i takie doznania? Jeśli odpowiedź brzmi tak, nie włączajcie tego albumu, aby się nie rozczarować.