O karierze Steve’a Hacketta zostało napisane już chyba wszystko. Wirtuoz gitary elektrycznej, twórca słynnej techniki tapping szerzej rozpropagowanej przez Eddiego van Halena, znakomita kariera wraz z Genesis i ta solowa, która trwa już niemal pięć dekad. Niedawno na rynku ukazał się trzydziesty (!) solowy album Hacketta zatytułowany The Circus and the Nightwale. A jaka to płyta? Jednym słowem – doskonała.
Zaledwie trzy lata po poprzedniej płycie Surrender of Silence otrzymujemy ponownie premierowy materiał brytyjskiego gitarzysty. Całość powstawała w międzyczasie, ponieważ muzyk w momencie, kiedy restrykcje pandemiczne osłabły, natychmiast ruszył w trasę. W tym okresie ukazały się też jego dwa wydawnictwa koncertowe: Genesis Revisited Live: Seconds Out & More oraz Foxtrot at Fifty + Hackett Highlights: Live in Brighton. Do tego kooperacja z węgierskim jazzowym zespoł Djabe i efekt w postaci płyty Live in Győr. Czy w takich okolicznościach i przy tak dużej intensywności da się nagrać ciekawy album? Jak się okazało: jest to możliwe.
Sam zainteresowany o The Circus and the Nightwale mówi następująco: Uwielbiam ten album. Przekazuje to, co chciałem powiedzieć od bardzo dawna. Tym razem zaproponował on słuchaczom album koncepcyjny opowiadający historię młodej postaci o imieniu Travla. Prace nad The Circus… trwały w latach 2022-2023, w przerwach między kolejnymi trasami koncertowymi. Do współpracy Hackett zaprosił, oprócz swojego koncertowego składu, także m.in. Amandę Lehmann jako wokalistkę, perkusistów Nicka D’Virgilio i Hugo Degenhardta oraz swojego brata Johna, który ponownie zagrał na flecie.
Kto zna twórczość Steve’a Hacketta doskonałe wie, czego się spodziewać. Nie brakuje sporej ilości patosu charakterystycznego dla muzyki klasycznej (People of the Smoke, These Passing Clouds), zadowoleni będą także miłośnicy jazzowych brzmień (miniaturka Found and Lost, gdzie po klasycyzującym wstępie przenosimy się w klimat zadymionego baru, gdzieś w Luizjanie). Orientalny Circo Inferno z solówką na saksofonie to kolejna propozycja pełna hipnotyzujących momentów przenoszących słuchacza na Bliski Wschód. Nie brakuje tu również znaku firmowego Hacketta, czyli wirtuozerskiej gry.
Wczytując się w teksty mam wrażenie, że są one wręcz autobiograficzne, a wspomnianym bohaterem jest sam gitarzysta. People of the Smoke przenosi nas w zadymiony Londyn lat 50., gdzie muzyk dorastał. Wraz z kolejnymi kompozycjami Travla przechodzi kilka ciężkich prób, a w końcu zostaje uwięziony w sieciach paskudnego tytułowego cyrku. To zgrabna metafora muzycznego showbiznesu, który wysysa z człowieka wszystko, co najlepsze. Travli udało się jednak to przezwyciężyć, podobnie jak i Hackettowi, który po opuszczeniu Genesis obrał drogę solową i to tuż przed największymi sukcesami grupy. Jednak nie były to sukcesy związane stricte z rockiem progresywnym.
To, co jest niewątpliwie największą zaletą The Circus and the Nightwhale to różnorodność. Cały album jest tworzony względem zasady „rite of passage”, czyli rytuału przejścia. Odwołując się do definicji jest to działanie mające na celu podkreślenie przejścia przez przełomowe okresy życia jednostki do kolejnej fazy. Słuchając całości przechodzimy zgrabnie przez tę historię życia Hacketta. Klamra się spina: od chaotycznego, rozpędzonego People of the Smoke aż do finału w postaci podniosłego i dramatycznego White Dove.