O The Last Dinner Party jest głośno od 2021, gdy dziewczyny zaczęły podbijać lokalną scenę muzyczną w Londynie. Rok później supportowały The Rolling Stones. Udało im się w końcu podpisać kontrakt z wytwórnią Island Records przed wydaniem jakiegokolwiek singla. Następnie pojawiły się liczne nagrody dla wschodzących gwiazd i w końcu zespół wyruszył w trasę koncertową. W końcu na rynku ukazał się ich debiutancki album Prelude to Ecstasy. Czy jest godny tego wychwalania?
Zdecydowanie tak. W dniu premiery, czyli 2 lutego, przesłuchałem całość dobre trzy razy i za każdym razem znalazłem w tym albumie coś nowego. Jest to bardzo zróżnicowany krążek. Są na nim piosenki spokojne i delikatne, ale też bardziej agresywne i szybkie. Ułożone są w taki sposób, że nie przeszkadza to w żaden sposób w odbiorze. Słuchając Prelude to Ectasy w ogóle nie odczuwałem czasu, który mija. Jednocześnie nie ma tu żadnych zbędnych utworów. Świadczy to tylko o tym, że dziewczyny przemyślały, jak debiut ma dokładnie wyglądać.
Płyta bardzo zmyślnie żongluje między gatunkami. Słychać na niej wpływy glam rocka (w sumie widać to też po wizerunku artystek), indie rocka i art popu. Zespołowi The Last Dinner Party sprawnie udało się połączyć wszystkie te nurty, żeby następnie stworzyć swój unikalny styl. Co najbardziej interesujące: ta mieszanka gatunków znalazła ujście w czymś, co kojarzy się z chamber rockiem czy baroque popem. Czuć to bardzo w dwóch piosenkach – Prelude to Ecstasy i Mirror. Słuchając ich, ciężko jest sobie nie wyobrażać jakiegoś disneyowskiego zamku czy barokowego pałacu.
Artystki przyznają, że twórczość Davida Bowiego była największą inspirację w trackie pisania muzyki. Bardzo się z tego powodu ucieszyłem, ponieważ po pierwsze usłyszałem jego echa po pierwszym odsłuchu bez robienia wcześniejszego researchu. Po drugie: Ziggy Stardust to jeden z moich albumów wszech czasów. Sprawdźmy chociażby Ceasar on a TV Screen, którego końcówka bardzo kojarzy mi się utworem Rock ‘n’ Roll Suicide ze wspomnianego wcześniej krążka z 1972 roku. Wokalistka Abigail Morris nawet śpiewa w podobny sposób, co Bowie. Robi to emocjonalnie i słychać, że daje z siebie wszystko, by muzyka The Last Dinner Party była, jak najbardziej wiarygodna.
Instrumentalnie jest równie dobrze. Kompozycje brzmią dość skomplikowanie, mają w sobie „to coś”, dzięki czemu chce się do nich wracać. Jedyne. co w zasadzie mi nie do końca podpasowało, to mastering. Brzmienie Prelude to Ecstasy jest zbyt nowoczesne, a ja wolę, gdy płyty brzmią brudno, tak jakby zostały nagrywane na starym sprzęcie. Zdaję sobie jednak sprawę, że jest to być może czepianie się na siłę, ale nie zawsze da się wszystko wychwalić…
Na swój akapit zasługują także teksty. Podejmują one ważną dla dziewczyn tematykę i nawiązują wprost do ich zainteresowań, czyli do XIX-wiecznej literatury i generalnie sztuki z tego właśnie okresu. Basistka, Georgia Davies, wspominała, że ciężko jest jej napisać piosenkę, która w żaden sposób nie nawiązuje do jakiegoś wiersza czy baśni z dawnych lat. Pokazują te swoje inspiracje również na swoich koncertach, podczas których występują ubrane w gotyckie suknie przywodzące na myśl epokę romantyzmu.