Ciężko w to uwierzyć, ale w czerwcu 2024 minie osiem lat od premiery A Moon Shaped Pool, ostatniego – jak dotąd – studyjnego albumu formacji Radiohead. Nie zanosi się jednak, żeby następca tego krążka w niedalekiej przyszłości pojawił się na rynku. Thom Yorke i Jonny Greenwood są pochłonięci bowiem działaniem pod szyldem The Smile. W 2022 zespół, w którym gra również perkusista Tom Skinner, zadebiutował krążkiem A Light for Attracting Attention, a teraz poszedł za ciosem. I tak oto pod koniec stycznia premierę ma Wall of Eyes.
Materiał na drugi studyjny album muzycy The Smile tworzyli w trakcie trasy koncertowej. Zresztą publiczność mogła usłyszeć na żywo utwory, które znalazły się na Wall of Eyes zdecydowanie wcześniej. Jeszcze w 2022 Yorke i spółka zaprezentowali m.in. Friend of a Friend czy Bending Hectic. Całość została nagrana w Oksfordzie oraz w Abbey Road Studios w Londynie pod czujnym okiem producenta Sama Pettsa-Daviesa, który zastąpił na tym stanowisku Nigela Godricha, człowieka nierozwiązalnie związanego z dorobkiem Radiohead i kojarzonego z projektami Thoma Yorke’a. Davies jednak wcześniej miał okazję już współpracować z wokalistą The Smile, chociażby przy okazji ścieżki dźwiękowej zrealizowanej do filmu Suspiria z 2018 roku.
Jeśli miałbym porównywać A Light… do Wall of Eyes, to na pewno na debiucie więcej czuć było ducha Radiohead i nie brakowało na nim przystępniejszych fragmentów. Teraz Yorke, Greenwood i Skinner postanowili przesunąć tę granicę i pójść w bardziej niekonwencjonalną stronę. I, co za tym idzie, spójniejszą. Ale jednocześnie Wall of Eyes to album, któremu należy poświęcić sporo swojej uwagi. Dobrze to wszystko oddaje okładka całości, która jest mocno psychodeliczna i powoduje, że w głowie pojawia się mnóstwo pytań i skojarzeń. Muzycznie jest tak samo. Muzycy The Smile zapraszają nas w podróż w nieznane.
Sama konstrukcja Wall of Eyes także na to wskazuje. Przypomnę, że na A Light for Attracting Attention tylko dwie kompozycje przekraczały „magiczną” barierę 5 minut (i to tak w sumie dość nieznacznie). Na nowym albumie grupy trudno znaleźć coś krótszego, ze schematu wyłamuje się wyłącznie Friend of a Friend, który trwa „tylko” 4:35. Na Wall of Eyes znajdziemy więc dużo transowości, jazzowych inklinacji czy delikatnych elektronicznych smaczków. A nad tym wszystkim unosi się, rzecz jasna, senny wokal Yorke’a, który jest tak charakterystyczny, że nie da się go z nikim innym pomylić. Wall of Eyes to album do wielokrotnej konsumpcji. Łapałem się na tym, że z każdym kolejnym odsłuchem odnajdywałem coś nowego, co przykuwało moją uwagę. Nie ukrywam, że wyłapywanie „smaczków” jest bardzo ciekawym zajęciem, które, choć wymaga ogromnego skupienia, niesamowicie pobudza cały organizm do działania.
Przejdźmy zatem do omówienia zawartości Wall of Eyes, która – w większości – jest mocno oniryczna. Akustyczny utwór tytułowy świadczy o tym najlepiej. To rzecz stosunkowo jednostajna, nie ma tu zbędnych zmian tempa. To idealny numer na otwarcie. Dalej mamy m.in. niepokojący Read the Room, w którym pojawia się „hałaśliwa” gitara. Natomiast Thom Yorke – w przerwach od muzycznego ciężaru – swoim głosem przywołuje wibracje No Surprises (brakuje tylko świątecznych dzwoneczków). Friend of a Friend, oparty na jazzowej perkusji czy fortepianie, wydaje się być jakby specjalnie spowolniony, a w tle pojawiają się, w pewnym momencie, tajemnicze odgłosy. To niesamowicie awangardowa rzecz. Filmowo robi się za sprawą I Quit, a w kosmos przenosimy się z kolei wraz z nowocześnie brzmiącym Teleharmonic czy Under Our Pillows.
Największe wrażenie, co nie będzie pewnie żadnym zaskoczeniem, wywołuje ośmiominutowy Bending Hectic, w którym nie brakuje smyczków, za które odpowiada London Contemporary Orchestra (słychać także nawiązania do A Day in the Life Beatlesów). A w drugiej części muzycy The Smile zapewniają natomiast prawdziwe i jakże rockowe uderzenie. To swego rodzaju punkt kulminacyjny Wall of Eyes, na który czeka się z wypiekami na twarzy. Album zamyka You Know Me! z partią fortepianu. Ten utwór ma za zadanie zostawić słuchacza w ciszy. Nic nie pozostawiono przypadkowi…
Formacja The Smile na Wall of Eyes przygotowała muzykę, która, choć na pierwszy rzut wydaje się być dość nieprzystępna i trudna w odbiorze, z czasem niesamowicie wciąga. I od której ciężko jest się oderwać. Wspomniałem wcześniej, że za każdym razem można odkryć tu coś nowego. Wydaje mi się, że jest to największa siła muzyki, za którą odpowiadają panowie Yorke, Greenwood i Skinner.
P.S. W ramach promocji albumu Wall of Eyes zespół przyjedzie w tym roku do naszego kraju. 14 sierpnia muzycy The Smile wystąpią w Warszawie (Letnia Scena Progresji).