Pamiętam doskonale moment, kiedy pierwszy raz usłyszałem Poza zasięgiem, debiutancki krążek trójmiejskich Żurawi z 2021 roku. Rzadko mi się to zdarza, ale po odsłuchu całości… szczęka opadła mi do samego dołu i natychmiast wcisnąłem ponownie przycisk „play”. Dlatego też bardzo czekałem na następcę wspomnianego albumu. W ciągu tych prawie trzech lat, muzycy zespołu Żurawie nie próżnowali jednak. I nie dawali o sobie zapomnieć. Kilka miesięcy po premierze debiutu zaproponowali, wspólnie z Zespołem Sztylety, tzw. „split” zatytułowany BSNT // Odczuwaj lekki dyskomfort. Z kolei w listopadzie 2022 roku na rynku ukazało się koncertowe wydawnictwo Live at Metropolia Jest Okey 2021, które daje pewną namiastkę tego, jak Żurawie prezentują się na żywo (najlepiej jednak sprawdzić to w oryginalnych warunkach). W końcu grupa wypuściła w świat drugiego studyjniaka. Nadeszła Nowa stocznia. Nie da się ukryć, że bardziej adekwatnego tytułu, w stosunku do swojego pochodzenia i samej nazwy, zespół wybrać po prostu nie mógł.
Na nowym albumie, który intryguje też warstwą wizualną, trio z Trójmiasta rozwija swój styl. Jest on oparty na połączeniu zimnej fali i elektroniki z cięższymi brzmieniami (bywa, że nawet metalowymi). W porównaniu z Poza zasięgiem, muzycy postanowili trochę więcej pokombinować i porzucić typowy schemat zwrotka-refren-zwrotka. No i dociążyć to wszystko oraz zwiększyć intensywność. Dlatego słuchając Nowej stoczni można się w sumie poczuć, jakby było się na koncercie Żurawi. Jeśli taki był plan zespołu, to przyznaję, że im się to udało w stu procentach.
Żurawie specjalizują się w dłuższych utworach. W obrębie 5-6 minutowych form potrafią, co jest naprawdę imponujące, zmieścić sporo pomysłów. Oczywiście, nie chodzi o to, aby powrzucać wszystko na oślep, tylko o dopasowanie różnych elementów, aby ze sobą współgrały. I na Nowej stoczni panowie wiedzieli, jak to zrobić. Przykładem niech będą wielowarstwowe Inne światy. To kompozycja, którą „odkrywa się” z każdym kolejnym przesłuchaniem. To kompozycja, która „wciąga” nas niczym wir. I nie brakuje w niej szaleństwa podbitego syntezatorowym „zimnem”. Tak, to jedna z najważniejszych składowych w twórczości Żurawi, która sprawia, że muzyka trójmiejskiej ekipy robi się często „kosmiczna”.
Nowa stocznia zapewnia więc podróż w nieznane. W tej muzycznej wycieczce nie brakuje przebojowego momentu (Wody jest niewiele), akustycznego wyciszenia (Przejście pod mostem), podskórnego niepokoju (narastająca Wizja lokalna) czy totalnego zaskoczenia (Parliż z motywem pochodzącym niczym z albumu Random Access Memories Daft Punk i… growlem). Takie właśnie są Żurawie. Przed napisaniem niniejszej recenzji łapałem się na tym, że moje notatki w niesamowitym tempie się rozrastały, bo dopisywałem kolejne spostrzeżenia, które na bieżąco wpadały mi do głowy. Nową stocznię należy słuchać więc wyłącznie na słuchawkach, żeby nie umknęły nam poukrywane „smaczki” tu i ówdzie.