Choć bramy krakowskiego klubu Studio otworzyły się o godz. 19, to miłośnicy progresywnych brzmień zaczęli gromadzić się już godzinę wcześniej. Wśród tłumu dało się usłyszeć mnóstwo języków. Poza polskim dominował angielski i (o dziwo!) włoski. Do Krakowa przybyła naprawdę liczna grupa z Półwyspu Apenińskiego, by wziąć udział w tym wydarzeniu. Dla samego artysty też to był sentymentalny powrót w to miejsce po trzydziestu latach przerwy. Jak sam wspomniał ze sceny: dużo się od tego czasu zmieniło.
Punktualnie o godz. 20:30 wypełnioną po brzegi salą wstrząsnął gwar fanów, który zachęcał Fisha do wyjścia na scenę. Światła przygasły, a na scenie pojawili się kolejno: perkusista Gavin Griffiths, klawiszowiec Mickey Simmonds, basista Steve Vantsis, gitarzysta Robin Boult oraz chórzystka Elisabeth Troy Antwi. Brakowało tylko jednego, najważniejszego bohatera, który dumnie wkroczył na scenę chwilę później przy pierwszych dźwiękach Vigil. Przed koncertem ochrona wystosowała prośbę w jego imieniu, by koncertu nie rejestrować.
Krakowska publiczność nie wysłuchała tej prośby od razu, więc Fish dodatkowo niezadowolony z odsłuchu po pierwszym utworze udzielił ostrej reprymendy wszystkim nagrywającym. Przyszliście na przedstawienie, a nie na nagrywanie pieprzonego filmu. Schowajcie te cholerne telefony do kieszeni i cieszcie się występem, a jeśli macie przeszkadzać innym to sp… Słuszna postura Szkota, którą miałem okazję podziwiać z pierwszego rzędu, plus cała aparycja spowodowała, że gdybym to ja rejestrował ten koncert potulnie wykonałbym wszystkie polecenia w mgnieniu oka. Na szczęście Fish po tym nerwowym początku rozluźnił się w pełni i później ochoczo wchodził w interakcje z publiką.
Sam zainteresowany zapowiedział wcześniej, że na tej trasie gra głównie materiał ze swoich dwóch pierwszych solowych albumów – Vigil in a Wilderness of Mirrors oraz Internal Exile. Pierwsza część setu opierała się właśnie na materiale ze wspomnianych krążków. Po tytułowym utworze z debiutanckiej płyty, usłyszeliśmy Credo oraz krytykujący Amerykę i amerykański styl życia Big Wedge. Przed następnym w kolejności Pipeline, jedynym przedstawicielu albumu Suits, Fish wspomniał o swoich związkach z Polską i o nieżyjącym już szefie Metal Mindu Tomaszu Dziubińskim, który zaprosił go do naszego kraju po raz pierwszy. Wokalista, poza bogatą karierą muzyczną, już od czterech lat tworzy na swoich social mediach, co piątkowy kącik Fish on Friday. Przy Shadowplay wspominał, że kompletnie zapomniał o tym utworze i przypomniał sobie o jego istnieniu za sprawą właśnie tych spotkań online. Dobrze się stało, bo jest to kompozycja w bardzo marillionowym klimacie, która znakomicie sprawdza się na żywo.
Weltschmerz czyli tytułowy utwór z ostatniego studyjnego albumu Fisha, wybrzmiał jako następny, choć sam autor rozbrajająco przyznał, że pewnie mało kto go kojarzy. Zachwycająco wypadł A Feast of Consequences, ale tak naprawdę prawdziwa magia wydarzyła się przy Just Good Friends. Do duetu wokalnego Fish zaprosił chórzystkę Elisabeth Troy Antwi. Czuć było podniosłość i romantyzm, które zawarte są w tej kompozycji. Antwi ubrana w kurtkę nawiązującą do tej znanej z okładki Misplaced Childhood wyglądała doprawdy zjawiskowo. To, że kawał głosu ma, pokazała już na płycie Rain Gods with Zippos, ale nie uprzedzajmy faktów…
Przed Incubus Fish powiedział, że trzeba wrócić do okresu sprzed jego solowej kariery, co spotkało się z ogromnym aplauzem ze strony publiczności w krakowskim Studiu. Zapowiedział, że wykona utwór, który uwielbia śpiewać i jest dla niego bardzo istotny. Z doskonałą solówką Steve’a Rothery’ego zmierzyć musiał się Robin Boult. Do pewnego momentu wychodziło mu to doskonale, jednak Rothery jest tylko jeden. Fish za to, mimo, że z dawnego głosu nie zostało za wiele, poradził sobie i śpiewał właściwie całość koncertu bardzo czysto. Na koniec podstawowej części koncertu usłyszeliśmy suitę z albumu Rain Gods with Zippos. Ten materiał na żywo sprawdza się genialnie. Po muzykach było natomiast widać, że granie jej sprawia im mnóstwo przyjemności. Po nim światła zgasły i towarzystwo zeszło ze sceny.
Kto zna wspomnianą wyżej suitę, ten wie, że zamykający Wake-up Call (Make it Happen) ma w sobię chwytliwą frazę We can make it happen, którą widownia powtarzała bez końca. Do momentu aż na scenę nie wrócili Fish i Simmonds. W duecie wykonali podniosłe A Gentleman’s Excuse Me, a w pełnym składzie wybrzmiała część Misplaced Childhood. Największy przebój Marillion – Kayleigh – z małym gitarowym falstartem Robina Boulta zabrzmiał naprawdę ładnie. Płynnie przeszedł, jak na płycie w romantyczny Lavender. Pierwszą część bisów zamknął z kolei Heart of Lothian.
Na drugi bis przenieśliśmy się na szkockie wzgórza za sprawą Internal Exile, którego fragmenty teledysku pojawiały się na telebimie umieszczonym za muzykami. Na trzeci i ostatni bis wybrano The Company, o którym Mickey Simmonds wspominał, że melodię Fish zaprezentował mu na czyimś weselu, na którym bawili się w 1988 roku. To kompozycja, która jest hymnem dla fanów arysty. Nie muszę więc chyba dodawać, że sprawdziła się idealnie na zamknięcie tego magicznego wieczoru w Krakowie.
Fish schodzi ze sceny na swoich warunkach, w formie naprawdę dobrej. Całe 2,5h koncertu tańczył, poruszał się z wigorem na scenie. Szkoda tylko, że zdania raczej nie zmieni i do występowania już nie wróci. Jednak docenić trzeba fakt, że wie kiedy ze sceny należy zejść. Dla mnie ten koncert był spełnieniem marzeń. Koniec, kropka.
P.S. Na papierowej setliście było jeszcze Market Square Heroes po Internal Exile, jednak nie zostało zagrane.
Setlista:
Vigil in a Wilderness of Mirrors
Credo
Big Wedge
Pipeline
Shadowplay
Weltschmerz
A Feast of Consequences
Just Good Friends
Incubus (Marillion)
Plague of Ghosts, Part 1: Old Haunts
Plague of Ghosts, Part 2: Digging Deep
Plague of Ghosts, Part 3: Chocolate Frogs
Plague of Ghosts, Part 4: Waving at Stars
Plague of Ghosts, Part 5: Raingods Dancing
Plague of Ghosts, Part 6: Wake-up Call (Make It Happen)
Bis 1:
A Gentleman’s Excuse Me
Kayleigh (Marillion)
Lavender (Marillion)
Heart of Lothian (Marillion)
Bis 2:
Internal Exile
Bis 3:
The Company