Trasa zespołu The Legacy nosi nazwę “Futureslave”, więc w repertuarze musiało znaleźć się sporo materiału z albumu Powerslave, który w tym roku obchodzi 40-lecie. 2 Minutes to Midnight, Aces High, numer tytułowy, a także instrumentalny Losfer Words: to wszystko mogliśmy usłyszeć w trakcie gdyńskiego koncertu.
The Legacy czerpali z bogatego dorobku Żelaznej Dziewicy. Muzycy nie skupiali się wyłącznie na największych hitach jednego z najważniejszych zespołów w historii metalu. Dlatego też poza oczywistymi The Number of the Beast czy Fear of the Dark, znalazło się także miejsce dla takich utworów, jak m.in. Man on the Edge z płyty The X Factor nagranej z Blaze’em Bayleyem, No More Lies z Dance of Death, a nawet The Writing on the Wall z Senjutsu, ostatniej jak dotąd studyjnej płyty IM.
Podczas bisowego Iron Maiden na scenie pojawił się Eddie ludzkich rozmiarów, który szalał zaczepiając muzyków. Na Trooperze Jasiek wymachiwał natomiast wielką brytyjską flagą. Skoro jesteśmy już przy wokaliście… to trzeba go pochwalić. Znakomicie poradził sobie z maidenowym repertuarem. To top polskich wokalistów parających się klasycznym heavy metalem. Tomka Targosza – jak to jego – roznosiła energia. Tworzy świetną sekcję rytmiczną z Piotrem Szpalikiem, a Jakub Kaczmarek i Barti Sadura świetnie uzupełniają się gitarowo. Zespół przyłożył się, by wiernie oddać klimat brzmienia Żelaznej Dziewicy.
Przed The Legacy wystąpiły jeszcze dwa zespoły: Stone Heads, na który niestety nie zdążyłem dotrzeć oraz Bad Taste, którego współzałożycielem jest Barti Sadura. Od niedawna grają tam dwaj nowi gitarzyści: Jacek Gruszka oraz Grzegorz Martyński, grający na basie w Jaguarze. Do tej pory widywałem Bad Taste z jednym gitarzystą. Nowy skład sprawdził się bardzo dobrze. Gdańska ekipa zagrała sporo utworów z płyty Zanim zgasnę, ale również materiał znany wiernym fanom z wczesnych demówek. Wokalista Sebastian “Bob” Mazurowski był w świetnej formie, a przed bisem “wspomógł” się solidną porcją Jacka Danielsa przed odśpiewaniem Killed By Death z repertuaru Motorhead. Zaśpiewał tak, że z pewnością nie oszukiwał z zawartością flaszki.